„My tutaj możemy śpiewać wszystko o czym chcemy. Wy aby ominąć
cenzurę musicie tworzyć poezję.”
Tak przed laty rozmawiali znani piosenkarze z Wielkiej Brytanii i Polski lat 70-tych.
Dzisiejszy skomercjalizowane otoczenie, swoboda wypowiedzi i dostępność
dób wszelakich powodują, że jesteśmy coraz bardziej anonimowi.
Wchodząc dzisiaj do kina Luna przypomniałem sobie scenę sprzed lat,
kiedy „rzucili banany” i naprzeciwko w warzywniaku ustawiła się
kolejka. Radosny na słodki prezent dla rodziny czekałem cierpliwie, aż
klienta stojąca przede mną kupiła ostatnie kilka sztuk.
„Beats of Freedom – Zew wolności” nie jest dziełem.
Jest to rzetelna kronika. To liczne wywiady jakie przeprowadził neutralny obserwator.
Narratorem jest brytyjskie dziennikarz
polskiego pochodzenia – Chris Salewicz. Docieka on przyczyn i skutków muzycznego
zrywu przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Film jest
ważnym dokumentem, bo pokazuje jak w krótkim okresie czasu polski rock ukształtował
całe pokolenie Polek i Polaków.
Film autorstwa Leszka Gnoińskiego i Wojciecha Słoty prezentuje chronologiczną
kronikę polskiego rocka. Liczne archiwalne filmy, pochodzące głównie
z Kroniki Filmowej, oddają klimat tamtego okresu. Widać destrukcyjny wpływ
totalitarnych norm na młode pokolenie. Widać wyraźnie silne wpływy
nurtów społecznych na świecie. Absurdy komunistycznej cenzury i polityki,
codzienna siermiężność i
bezsilność przeradzają
się w sceniczny gniew.
Festiwal w Jarocinie na tle prezentowanych wydarzeń jawi się jako miejsce
walki o wolność osobistą. Dla młodego pokolenia staje się
on enklawą myśli i uczuć. Dla władz stał się wygodnym,
bo łatwym do kontrolowania, wentylem. W końcu ponad trzydzieści tysięcy
młodzieży, zamiast tkwić w trudnym do inwigilowania rozproszeniu,
dawało upust swoim emocjom w jednym miejscu.
Film ma swoja warstwę sentymentalną, ale daleko ważniejsze jest przyglądanie
się od dawna już dojrzałym młodym-gniewnym. Ci których słuchaliśmy
z zapartym tchem z kaset magnetofonowych, czy na listach przebojów Radiowej Trójki
Marka Niedźwiedzkiego, nie stracili swych
dawnych ideałów.
I z jednej strony cieszę się, że te czasy minęły, że
jest łatwiej, dostatniej, po prostu wygodniej.
Jednak uczuciu temu towarzyszy drugie, odmienne, to żal. Może nie za czasami,
ale za tą energią jaka wypełniała wówczas umysły, które
dążyły do zmian. Autorzy świetnie oddaja o co dzisiaj tak trudno,
a co wówczas było stanem naturalnym – bezkompromisowa i szaleńcza
motywacja. Cóż, tak już chyba jest urządzony ten świat, że
pragnienie zmian pojawia się, gdy życie uwiera zbyt mocno. Tymczasem stabilizacja
i dostatek usypiają inicjatywę i zaczynamy robić się wygodni.
Czas płynie a historia zatacza koła zmieniając otaczającą
rzeczywistość.
AB 2010.05.01