„Zezowate szczęście” Andrzeja Munka to jedno z największych osiągnięć polskiej szkoły filmowej. To także rozrachunek z polskim heroizmem i prawdziwa dyskusja o postawie człowieka wobec wojny. Film wciąż aktualny wobec współczesnych sporów o politykę historyczną
Jan Piszczyk to pechowiec, jakich mało. Nikt go nigdy nie lubił. Koledzy wyśmiewali go w szkole, nie miał powodzenia u płci pięknej. Apogeum pecha przypadło jednak na czasy wojny. Tuż przed jej wybuchem wstąpił do szkoły podchorążych z nadzieją na to, że zwiększy to jego prestiż wśród rówieśników. Kiedy wybuchła wojna, został osadzony w niemieckim obozie dla jeńców wojennych. Tam wymyśla sobie życiorys i gdy zostaje zdemaskowany przez współwięźniów, zgłasza się na ochotnika do pracy w hitlerowskiej fabryce broni. Dalsze losy Piszczyka to pasmo klęsk i niepowodzeń. W Warszawie zajmuje się nielegalnym handlem i romansem z piękną kobietą pracującą dla polskiej konspiracji. Spotyka jednak starego znajomego, który go rozpoznaje, demaskując jego niechlubną przeszłość. Kiedy po wojnie zostaje zwykłym szarym urzędnikiem, zajmującym się pisaniem podań, wskutek dziwnego zbiegu okoliczności zostaje przeszukany przez Urząd Bezpieczeństwa i w taki sposób pozbawiony skrzętnie gromadzonych pieniędzy. Kiedy w kolejnej pracy stara się być lojalny wobec szefa, koledzy uznają to za lizusostwo i służalczość, mszcząc się na nim za brak solidarności z nimi. Zostaje wyrzucony z pracy i … zupełnie nie wie, co zrobić ze swoją wolnością.
Jan Piszczyk to główny bohater „Zezowatego szczęścia”. Jego postawa prowokuje do zadawania pytań o to, czym jest jednostka wobec historii.
Od socjalizmu do rozliczenia z historią
Andrzej Munk to reżyser filmowy i teatralny. A także scenarzysta, operator i współtwórca polskiej szkoły filmowej. Wykładał w Państwowej Wyższej Szkole Filmowej w Łodzi.
Munk urodził się w 1921 roku w Krakowie, zginął natomiast tragicznie w wypadku samochodowym w 1961 roku.
Studiował w Łodzi na Wydziale Operatorskim, a następnie na Wydziale Reżyserii łódzkiej filmówki. Po studiach pracował w warszawskiej Wytwórni Filmów Dokumentalnych jako operator i reżyser.
Jego debiut reżyserski to film „Sztuka młodych” (1949). Jest on, podobnie jak inne jego filmy z tego okresu („Nauka bliżej życia”, „Kierunek Nowa Huta”, „Pamiętniki chłopów” czy „Poemat symfoniczny Bajka”), filmem socrealistycznym, utrzymanym w stylu typowym dla tamtych czasów.
Andrzej Munk zasłynął jednak nie z filmów służących ustrojowi, ale z ambitnych produkcji wykonywanych we współpracy ze scenarzystą Jerzym Stefanem Stawińskim. Dziełem, z którym jest kojarzony, jest „Eroica” (1957) – doskonały film, będący szczytowym osiągnięciem polskiej szkoły filmowej. Kontynuacją „Eroici”, filmem, który silnie się z nią wiąże, jest „Zezowate szczęście” (1959) – film o przygodach nieudacznika życiowego postawionego pod ścianą Wielkiej Historii.
Jak pech to pech
Zrobienie tak odważnego filmu, jak „Zezowate szczęście” stało się możliwe po odwilży, która nastąpiła po czasach stalinowskich. Film, stanowiący polskie rozliczenie z historią, nie pozostaje także obojętny wobec ówczesnej teraźniejszości, czyli wobec czasów komunizmu.
Wydaje się, że wszystkiemu winien był pech, prześladujący Jana Piszczyka na poszczególnych etapach jego życia. Pech tak ewidentny, że aż kłuje widza w oczy, aż denerwuje, bo nie da się z nim nic zrobić.
Piszczyk rozpaczliwie szuka akceptacji ze strony otoczenia. A szukając akceptacji, jest w stanie wejść w sojusz z każdą ideologią, która obieca poprawić jego pozycję społeczną. I właśnie dlatego jest postacią niejednoznaczną. Piszczyk nie jest tylko bezbronnym, niegroźnym pechowcem. Jest osobą, która dokonuje w życiu wyborów. Tak się jednak składa, że wybory zawsze są nietrafne, konformistyczne, a sam Piszczyk – pozbawiony skrupułów, cyniczny i oportunistyczny.
Nie ma tu miejsca jednak na żadną psychologizację. Piszczyk się nie zmienia, nie przechodzi wewnętrznej przemiany. Jego wybory to seria upadków, które zamiast przemienić życie bohatera na lepsze, jeszcze bardziej go pogrążają.
Wydaje się jednak, że całą winę można zrzucić na historię, na czasy, w których bohaterowi przyszło żyć. Pechowa jest tutaj historia. Ciąg zdarzeń, zupełnie od Piszczyka niezależnych, ale stawiających go z góry na przegranej pozycji (tak, jak wtedy, kiedy na początku wojny prężąc muskuły, przebrany za oficera, spotyka Niemców, którzy biorą go za kogoś, kogo tylko udaje sam przed sobą). Kontrast między nieubłaganą historią, na którą człowiek nie ma wpływu a jednostką wobec niej bezradną jest tu bardzo widoczny.
Z takim pechem nie da się walczyć. Piszczyk znalazł się w impasie, którego nie uda mu się przezwyciężyć.
Tragiczny śmiech
Piszczyka widzimy jako bohatera zakompleksionego, nieświadomego tego, co się wokół niego dzieje i wielkich wydarzeń historycznych. Symbolicznie Piszczyk zmierza się z historią, kiedy beztrosko maszerując przez pole kapusty, zaczyna przyjaźnie machać do niemieckich samolotów, przez które zostaje ostrzelany. Jest jak „kapuściana głowa”, której po raz kolejny cudem udaje się wyjść z opresji cało.
Patos historii zderzony jest tu z komizmem głównego bohatera, który zdaje się zupełnie nie rozumieć, co się wokół niego dzieje. W czasie wojny na ochotnika zgłasza się do pracy w hitlerowskiej fabryce broni. Zdawałoby się, że jest to fakt, który powinien być jednoznacznie potępiony. On jednak wplątuje się w główny nurt historii bezrefleksyjnie, nie zdając sobie sprawy, w czym uczestniczy. Tę bezmyślność Munk dekonspiruje za pomocą komizmu. Wystarczy przebić się poza fabularną warstwę filmu, szukając w nim odniesień do polskiej historiografii, żeby zobaczyć w „Zezowatym szczęściu” wielką dyskusję dotyczącą polskiego bohaterstwa i tchórzostwa.
Patos historii
Piszczyk nie myśli w żadnym wypadku o walce za ojczyznę. Myśli tylko o ratowaniu siebie, o własnej pozycji społecznej, własnych oszczędnościach, osobistych zyskach. Stoi w zupełnej opozycji względem wspólnoty narodowej, pracowniczej czy rówieśniczej.
Można by Munkowi zarzucić, że wybierając komiczną formę dla „Zezowatego szczęścia”, krytykuje cały patriotyczny patos, tych, którzy wiernie walczą za ojczyznę, broniąc jej honoru. Tymczasem nie to Munk miał na myśli. Dekonstrukcja romantycznych ideałów, oddawania życia za ojczyznę i stawiania dobra wspólnego ponad indywidualne służy tu temu, aby pokazać bezrefleksyjność polskiego podejścia do historii.
Zamysł Munka staje się szczególnie aktualny dzisiaj, kiedy na nowo rozgorzały dyskusje dotyczące polskiej polityki historycznej. Kiedy pytanie „Czy powstanie warszawskie powinno było wybuchnąć?” zadawane jest często w publicznych debatach. Munk nie propaguje egoistycznego podejścia jednostki do ważnych zagadnień społecznych. On tylko zdjął z piedestału to, co dotychczas było święte.
Dyskusja, którą zapoczątkował, była wydarzeniem unikalnym. Munk proponuje refleksję nad polskim bohaterstwem, nad tym, czy ważniejsza jest wspólnota narodowa, czy szczęście osobiste, nad tym, czy jednostka ma wpływ na własne życie, czy z góry skazana jest – jak było to w przypadku Piszczyka – na status ofiary, targanej przeciwnościami losu.
IM