W wielu z tych kamienic znajdowały się żydowskie domy
modlitwy. Na tych pustych placach targowali żydowscy kupcy. A tam, gdzie tynk
osypuje się z elewacji, znaleźć można było żydowskie restauracje. Co dziś tego
zostało?
Przy ulicy
Targowej 50/52 na warszawskiej Pradze stoi brzydki murowany budynek. Fragmenty
tynku co jakiś czas spadają przechodniom na głowy. Był biały, teraz mieni się
szarością i brudem. Sklep rybny przeniesiono ulicę dalej. Pozostał tylko napis
„Magda” – po dawnym sklepie z ciuchami, który zmienił siedzibę. Budynek stoi i
straszy, nic więcej.
Kilkaset metrów
dalej (trzeba przejść przejściem podziemnym na drugą stronę ulicy i skręcić w
ulicę Kłopotowskiego) – pusty plac. Na placu dziwna niewysoka górka. Wokół
hałasujące dzieci, bo przy górce plac zabaw i przedszkole. Kolorowo,
słonecznie. Jak gdyby nigdy nic. Obok przedszkola Teatr Lalek „Baj” – też dla
dzieci. Z drugiej strony, też na ulicy Kłopotowskiego, stary budynek z
czerwonej cegły, w którym znajduje się Wielokulturowe Liceum im. Jacka Kuronia.
Idę Targową i
patrzę w okna kamienic. Tu była synagoga, i tam też. Żydowskich domów modlitwy
na Pradze było mnóstwo. Dziś nie ma ani jednego.
Pod współczesną
Warszawą żyje inne miasto – niewidzialne, należące do tych, których już nie ma.
Część tego niewidzialnego miasta należy do Żydów.
To miasto
niewidzialne powoli staje się częścią życia warszawskiej Pragi. Miejsca
związane z kulturą żydowską mają szansę na renowację.
Znaczenie przestrzeni
Co łączy te
wszystkie miejsca – brzydki budynek przy Targowej, skwer z górką przy
Kłopotowskiego, teatr „Baj”, budynek z czerwonej cegły? Wszystkie są silnie
związane z kulturą żydowską. Na Starej Pradze nietrudno znaleźć kamienicę,
która pamięta szepty modlitw. Żyją tu ludzie, którzy codziennie natykają się na
skwer, utworzony na ruinach synagogi lub budynek, w którym była mykwa –
rytualna łaźnia. Żyją i nie wiedzą, że jeszcze kilkadziesiąt lat temu świat
wokół wyglądał zupełnie inaczej, a na Starej Pradze królował język, który już
dzisiaj jest językiem praktycznie martwym (mowa tu o jidysz – używają go już
tylko społeczności ultraortodoksyjnych Żydów, rozsiane po całym świecie).
Na Pradze
przeszłość wydaje się stosunkowo bliska. Historia zwykłych ludzi zostawiła tu
więcej śladów niż po lewej stronie Wisły. Spacer po żydowskiej Pradze nie jest
spacerem po „nieistniejącym mieście” – jak często określa się spacery po
dzisiejszym Muranowie, czyli terenach byłego getta. Tu wciąż istnieją budynki,
do których doczepione są ludzkie historie. Żeby je poznać, trzeba na nowo
odkryć zapomniane znaczenie przestrzeni, która nas otacza.
Rachela na Targowej
Biały brzydki
budynek przy Targowej 50/52 to właściwie trzy połączone ze sobą kamienice.
Pierwsza z lewej to najstarszy zachowany na Pradze dom mieszkalny. Wybudowano
go w latach 1818-19 dla Berka Lejzerowicza Rothblitha. Przez dziury w płocie
można zobaczyć zaniedbane podwórko. Podwórko jest wybrukowane, a bruk pewnie
tak stary, jak kamienica. Widać też drewnianą galeryjkę, zaniedbaną i
zszarzałą.
Jeszcze niedawno
przejście na kamieniczne podwórko było otwarte. To tam odkryto prawdziwy skarb.
Grób Racheli, Żydzi modlący się pod Ścianą Płaczu, hebrajskie symbole
–przykryte stertą kurzu i ledwo widoczne, gdzieniegdzie pozacierane. To
malowidła naścienne, ukryte w niepozornym budynku oficyny. Malowidła nie są
wprawdzie tak stare, jak brudna kamienica – pochodzą z 1934 roku (mówi o tym
inskrypcja, znajdująca się na ścianie: „To ufundowali bracia: Jisrael
Jehuda, Jehoszua, Josef i Zeew, synowie pana Dawida Grinsztajna, niech jego
światło nam przyświeca. Roku 694 według krótkiej rachuby”.).
W tej kamienicy przy Targowej istniały też inne domy modlitwy. Ten z Rachelą i
hebrajskimi symbolami był największy i najważniejszy.
Budynkowi nie
grozi już zawalenie. Za kilka lat powstanie tu Muzeum Warszawskiej Pragi. Dawna
synagoga zostanie odremontowana, a freski zabezpieczone.
Plac zabaw na górce
Podziemnym
przejściem, w którym pachnie pączkami, przenoszę się na ulicę Kłopotowskiego.
Pod drodze mijam kiosk ze starociami i sprzedawcę sztucznych kwiatów.
Skrzyżowanie Kłopotowskiego i Jagiellońskiej, ten pusty skwerek z placem zabaw,
to centrum przedwojennego życia praskich Żydów. Po centrum – ani śladu.
Właścicielem
tych terenów był dostawca wojskowy króla Stanisława Augusta, bankier i kupiec,
słynny praski Żyd – Szmul Zbytkower (od jego imienia powstała nazwa
„Szmulowizna”). Zbytkower uzyskał od króla także zgodę na założenie na Targówku
cmentarza żydowskiego. Cmentarz istnieje do dzisiaj (przy ulicy Odrowąża).
Niestety można na nim zobaczyć niewiele nagrobków, częstszy jest natomiast
widok okolicznych mieszkańców, przechadzających się z psami po terenie byłego
cmentarza.
To syn Szmula
Zbytkowera postawił na rogu Jagiellońskiej i Kłopotowskiego pierwszą drewnianą
synagogę i przekazał ziemię praskiej Gminie Żydowskiej. Ta natomiast wybudowała
kilkanaście lat później murowaną bożnicę.
Budynek, który
znam tylko ze starych zdjęć, był oryginalny i urokliwy. Zbudowany na planie
koła, z półokrągłymi oknami. Synagoga przetrwała wojnę (Niemcy przekształcili
ją w odwszalnię). Zburzono ją dopiero w latach sześćdziesiątych, mimo że była
wpisana do rejestru zabytków. Został tylko gruz – to on kryje się pod małą
górką na placu zabaw. Jedynie ogrodzenie jest oryginalne.
Obok placu zabaw
stoi monumentalny budynek. Dziś to siedziba Teatru Lalek „Baj”. Kiedyś był to
Gmach Wychowawczy Warszawskiej Gminy Starozakonnych imienia Michała Bergsona.
Służył jako internat, szkoła i ochronka dla żydowskich dzieci. To
neorenesansowy, modernistyczny budynek, powstały w latach 1913-14. Dekorowany
płaskorzeźbami w kształcie roślin i zwierząt. I tu w jednej z sal znajdowała
się synagoga.
Z drugiej strony
placu zabaw stoi wspomniany budynek z czerwonej cegły, wybudowany w latach
1911-1914 (Kłopotowskiego 31). Tutaj znajdowała się mykwa – żydowska łaźnia
rytualna. Żydzi-mężczyźni korzystali z niej przez szabatem i innymi świętami
religijnymi. Kobiety miały nakaz korzystania z mykwy po każdej menstruacji.
Niedawno podczas
prac renowacyjnych na wewnętrznym dziedzińcu budynku odkryto dawny basen mykwy,
prawdopodobnie służący do magazynowania wody deszczowej. Warszawska Gmina
Żydowska planuje odrestaurowanie łaźni – częściowo w celach rytualnych,
częściowo – turystycznych. Jest nadzieja, że chociaż jeden znak dawnego życia
zacznie znów służyć społeczności żydowskiej.
Adolf zamiast Abrahama
Okrzei to
siostrzana Kłopotowskiego. Równoległe, leżą obok siebie, a między nimi NoveKino
Praha (powstałe w miejscu starego). Okrzei jest cicha i wietrzna. Zaraz za
kinem Praha, na rogu z Jagiellońską, straszy kolejny trup – kompletnie
zniszczona kamienica bez elewacji (Okrzei 26). Wprawne oko potrafi zauważyć, że
w przeszłości była to nie byle jaka kamienica. Gdzieniegdzie zobaczyć można
jeszcze podniszczone rzeźby smoków i nietoperzy. Dom nazywa się „Pod sowami”.
Przed wojną znajdowała się tam prowadzona przez Abrahama Kronenberga
restauracja „U Abrama”. Właściciel – Żyd, którego nachodziły nacjonalistyczne
bojówki, w końcu zmienił nazwę restauracji na „U Adolfa”. To było właśnie
wtedy, kiedy inny Adolf doszedł do władzy. To on wkrótce miał zmieść cały świat
warszawskich Żydów z powierzchni ziemi.
IM