69-letni McCartney w porywający sposób, wywołując wzruszenie słuchaczy kilku pokoleń połączył piosenki ze swej kariery solowej z legendarnymi utworami The Beatles. Zaprezentował 39 piosenek, po których jeszcze kilkakrotnie bisował. Ludzie płakali i krzyczeli z zachwytu słysząc “All my loving”, „And I love her”, „Eleanor Rigby”, “Let it be”, “Hey Jude”. Piosence “Live and let die” towarzyszył pokaz sztucznych ogni, po którym słynny Beatles narzekał na pieczenie oczu.
Podczas swego koncertu Paul McCartney oddał hołd dwóm przyjaciołom z zespołu wszech czasów: zmarłemu na raka Georgowi Harrisonowi i zastrzelonemu przez szaleńca Johnowi Lennonowi. Ich pamięci zadedykował między innymi przebój „All you need is love”.
Koncert obfitował w wielkie emocje. Patriotyczne uczucia McCartney rozbudził trzymając w rękach flagę brytyjską i włoską. Kiedy żegnając się z publicznością zaśpiewał na bis „Yesterday”, entuzjazm sięgnął zenitu.
Włoskie media zgodnie wyrażają opinię, że koncert koło Bolonii był wielkim triumfem artysty i dowodem na to, że pragnienie grania muzyki jest w nim tak żywe i gorące, jak w czasach „Love me do”. (PAP Life)
sw/ dki/