W 1991 roku swoją premierę miało Podwójne życie Weroniki, korprodukcja polsko-francuska, oczywiście w reżyserii Krzsztofa Kieślowskiego. Film odniósł niezwykły sukces — otrzymał nagrodę Jury Ekumenicznego w Cannnes, nagrodę FIPRESCI i nominację do Złotego Globu. W kinach francuskich sukcesowi artystycZNEMU towarzyszł również ten komercyjny. Kieślowski, znany już w całej Europie od czasów swego słynnego Dekalogu, przypomniał o sobie filmem dziwnym, tajemniczym, niepokojącym.
Podwójne życie… to historia dwóch kobiet — urodziły się tego samego dnia, wyglądają tak samo i mają podobne uzdolnienia i charaktery. Polka, Weronika, rozpoczyna karierę śpierwaczki, jednak podczas pierwszego występu, umiera na scenie na atak serca. Véronique z Francji tego dnia rezygnuje z kariery muzycznej, tłumacząc to dziwnym smutkiem i niepokojem, jaki ją ogarnął bez widocznej przyczyny. Rozpoczyna się niezwykła historia miłosna…
Film rzucił widownię i krytyków na kolana. Poza świetnym aktrostwem (Irene Jacob za podwójną rolę Weroniki otrzymała nagrodę aktorską w Cannes), należy zwrócić uwagę na hipnotyzującą muzykę Zbigniewa Presinera (który współpracował z Kieślowskim podczas realizacji Trzech kolorów) i poetyckie zdjęcia Sławomira Idziaka. Mimo jednak entuzjastycznego odbioru, zdarzały się głosy krytyczne. Pisano o tym, że estetyka góruje tu nad sensem. I rzeczywiście, by odebrać ten filim zgodnie z intencją reżysera, trzeba zapomnieć o rozumie i zanurzyć się w głębokiej metafizyce, co dla części widowni jest nie do przyjęcia. Taka jest jednak specyfika wszystkich niemal filmów Kieślowskiego.
Twórczość swoją zakończył Kieślowski jak mało który mistrz — bo swoim największym chyba osiągnięciem. W 1993 roku rozpoczął, znowu we spółpracy z kinematografią francuską, realizację swej słynnej trylogii Trzy kolory. Filmy o podtytułach Niebieski, Biały i Czerwony nawiązywały do barw narodowych Francji i trzech sztandwarowych haseł francuskiej dewizy — wolności, równości i braterstwa.
W pierwszym z filmów, Niebieskim, Kieślowski szuka odpowiedzi na pytanie: czym jest wolność? Julie (Juliette Binoche) traci w wypadku samochdowym męża i córkę. Załamana, w poczuciu dotkliwej pustki, izoluje się, postanwai żyć z dnia na dzień, nikogo nie kochając, o niczym nie paimętając, Ze swego domu wyproadza sie, zabierajac jedynie sznur niebieskich korali. Pewnego dnia dowiaduje się o tym, że jej mąż miał kochankę, która teraz oczekuje dziecka.
Film otrzymał liczne nagrody na światowych festiwalach, startował w konkursie głównym na festiwalu w Wenecji. Chwalono aktorstwa, poza Binoche, zapamiętywano też Emmanuelle Riva, w epizodycznej, ale ciekwie zgranej roli matki męża Julie. Ponownie duże wrażenie zrobiła muzyka Preisnera. Naprawdę świetnie spisał się Sławomir Idziak. Jego kadry, nasycone wieloma odcieniami niebieskiego, sprawiają, że widz odczuwa niemal dotyklanie obcowanie z metafizyczną tajemnicą. A jednak znowu — ten film zaakceptują jedynie wielbiciele niewytłumaczalnych tajemnic, głębi, jaką się osiąga, kręcąc natrętnie zbliżenia dźwieczących cicho koralików i ilustrując to odpowiednio oniryczną muzyką. Kieślowski stawia trafne pytania o pustkę, jaką daje nam wolność od, o potrzebę bycia razem, nawet za cenę wyrzeczenia się części niezlażności — ale czyni to w sposób wydumany, a odpowiedzi daje wprost banalne.
Łatwiej strawny, prostszy i pozbawiony metafizycznych meandrów okazał się drugi film trylogii, przewrotny i dowcipny (a jednak! Choć mało kto Kieślowskiego o dowcip podejrzewa!). Biały ma być alegorią równości. Polskiego fryzjera, mieszkającego we Francji (dobry Zbigniew Zamachowski), zostawia żona Dominique (Julie Delpy). Karol nie zna języka, nie jest w stanie utrzymać się z fryzjerstwa i trafia do tuneli metra, gdzie wygrywa smętne melodie na harmonijce. Tam spotyka Mikołaja, polskiego intelektualistę, marzącego o śmierci (Janusz Gajos). Mikołaj pomaga Karolowi wrócić do Polski, gdzie ten, dzięki łutowi szczęścia, bardzo szybko gromadzi ogromną fortunę i wprowadza w życie plan zemsty na Dominique.
Mniej metafizyki bardzo przysłużyło się filmowi. Dzięki rezygnacji z wizualnych i filozoficznych ozdobników, powstała historia lekka i prosta w odbieorze,ale wcale przez to nie mniej ważna. Równść – wszystkich ludzi — potraktowana została dosłownie i osadzona w praktycznym, realnym wymiarze. Ironiczne poczucie humoru jest dodatkowym atutem. Kieślowski nie byłby sobą, gdyby nie okrasił filmu porcją symboliki (ach, ten biały śnieg!), ale w ilości zupełnie znośnej nawet dla przeciętnego widza.
Trylogię zamyka Czerwony, historia o braterstwie. Kieślowskiemu, po dwóch poprzednich próbach, wreszcie udaje się w tym filmie odnaleźć właściwą proporcję między realizmem i metafizyką. Duża w tym zasługa świetnego duetu aktorskiego – ponownie Irene Jacob oraz przeszło szesćdziesięcioletni Jean-Louis Trintignant. Muzyka Preisnera po raz kolejny wzrusza, zdjęcia Piotra Sobocińskiego, nasycone silną czerwienią nie są już tak natrętnie metafizyczne, a dodają po prostu wizulanego wysmakowania.
Emerytowany Sędzia (Trintignant), nieszczęsliwy i okaleczony emocjonalnie, zaprzyjaźnia się z modelką Valentine (Jacob) i kieruje wydarzeniami tak, by dziewczyna spotkała na swej drodze młodego prawnika. Anette Insdorf, znawczyni kina Kieślowskiego, powrónuje tę historię do Szekspirowskiej Burzy — u Kieślowskiego, tak jak i u Stratfordzkiego mistrza, w centrum opowieści znajduje się zgryźliwy, rozgoryczony starzec, który początkowo zapamiętuje się w kontrolowaniu ukochanej istoty, a potem keiruje wydarzeniami tak, by dać jej szczęscie. Choć historia Sędziego i Valentine kończy się szczęśliwie — dziewczyna ratuje się z katastofy morskiej i w tych okolicznościach spotyka wreszcie młodego prawnika, przeznaczonego jej przez Sędziego — Kieślowski pozostawia widza z nutką niepokoju w sercu. Ostatnie ujęcie to oszołomiona twarz Valentine. Czym jest braterstwo? Jak daleko wolno ingerować w czyjeś losy, usprawiedliwiając się tym uczuciem? — takie pytania zadaje Kieślowski i wreszcie brzmią one szczerze. Choć i on nie zna na nie odpowiedzi.
Kieślowski zmarł w 1996 roku, pozostawiając po sobie kilka niezrealizowanych scenariuszy. Ich reżyserii podjał się wieloletni wspópracownik Kieślowskiego, Krzysztof Piesiewicz, lecz jego dotychczasowe próby (Piekło, Niebo), nie są satysfakcjonujące. Brak im finezji Kieślowskiego, jego wyczucia, czy może po prostu jego nazwiska? Może to co niezrouzmiałe i wydumane, było u mistrza okrzyknięte genialnym, a teraz musi się bronić, zamiast nazwiskiem i prestiżem, wyłącznie swym wątpliwym sensem?
Filmpolski.pl — z 1 lipca 2008-07-01
Filmweb.pl — z 1 lipca 2008
Kino, nr 3, 2007
Małgorzata Kurowska 2008.07.30