W istocie są dwa fenomeny wtopione w Januszowe Esse – Byt, dwa Byty – on sam i jego poezja. Tych dwóch bytów oddzielić się nie da: jak kiedyś bóg Janus miał dwa oblicza i bez tego drugiego nie istniał, tak i Szuber nie istnieje bez swojej poezji, a Ona bez niego. Ta specyficzna dwujednia jest Jednią. Mroczną i bolesną, tragiczną.
Próba wejścia w jego poezję, lekturę dowolnego wiersza jest przeważnie skazana na klęskę. Śmiałków jest wielu. Ja również nalezę do nich i moja wędrówka tropami jego wierszy kończy się najczęściej zagubą albo onieśmieleniem. Krótko: kończy się klęską. Klnę i wracam do początku: efekt podobny. Przecież w swoim próżniaczym życiu przeczytałem dziesiątki tysięcy wierszy! Także trudnych, przerażająco trudnych wierszy tysięcy poetów: naszych, Europejczyków i Czarnuchów, religijnych i bezbożnych, Cummings`a i Blake`a, także kilka swoich, które nie były poezją. A teraz – kapitulacja.
Poeta opuszcza swój wiersz, pisze go – wiersz zostaje na papierze. Poeta robi swoje, albo nie robi nic. Nic nierobienie w poezji i tylko w poezji – jest także poezją. Ale nie ma poety przy swym wierszu, nie ma jego drugiej twarzy. Jesteśmy bezradni: Szuber pozostawił kilka czytelnych (przeważnie dla siebie znaków, znakomyśli, te ostatnie zaopatrzył w przepisy jeśli nie zapomniał) – i to wszystko.
Janusz jest poetą perfidnym: przypomina „złego” Ojca: patrzy ukryty, jak czytelnik wspina się po ostrej krawędzi jego metafory i odpada od niej, jak niebezpiecznie zanurza się w miazgę Esse i to chłonie go, jak idzie po spalonej ziemi tylko jego losu. Swąd Esse, bagno Esse i Niebyt Bytu z Bytem Niebytu towarzyszą czytelnikowi Szuberowej poezji w tomikach, albo rozproszonej po dziesiątkach pism i języków.
Na początku musieli przemówić wielcy: Herbert, Miłosz, przyjaciele ze studiów jeszcze. Na początku musiało być Słowo Wielkich, aby poezja Szubera wybuchła w oczach pozostałych. Jest to normalne i nienormalne jednocześnie, ale jest. W przypadku Janusza i jego poezji w pełni uzasadnione, bo obcujemy z poezją maksymalnie skondensowaną, gotową do implozji – wybuchu do wewnątrz.
Dynamit tego wewnętrznego wybuchu, znajdujący się w Poecie tkwi immanentnie w jego wierszach. Czy wiersz eksploduje w czytelniku – to już od poety, ani tym bardziej od wiersza nie zależy. To sprawa wyłącznie czytającego. Jego ducha, kultury i potrzeby autowybuchu.
Obserwuję zjawisko ciekawe i absurdalne: coraz więcej czytających wychwala, rozumie, zachwyca się poza granice zachwytu, pisze, dyskutuje, interpretuje jego poezję.
Wiersze Janusza Szubera są przewodnikiem po fizycznym i duchowym życiu poety, ale tylko po jego życiu. Dostępne komuś na zewnątrz na tyle, o ile potrafił pojąć los człowieka przykutego przez Boga-Nieojca do ruchomej skały wózka inwalidzkie-go. Szuber jest przewodnikiem (jedynym i skutecznym) po swej poezji. Dlatego należy go pytać: o ścieżki, strome, pokrętne dróżki pośród rekwizytów: grzebyków i noży z żółtego metalu do papieru, Nikiforów na ścianie i żywych chwil przy Nikiforze, podłogi zadeptanej przez duchy wszystkich nacji i portretów dawno umarłych Teodozji w wiecznej woni powideł.
Żremy z Januszem garściami powidła ze sklepu mojego kuzyna-kapitalisty, i mówię mu: – wszyscy chwalą twoje wiersze, a gówno z nich wiedzą.
Augustyn Baran 2000.08.21
„Dano nam życie do użycia
Jedno, na szczęście. Pal go sześć!
Pokochać kogoś, z kimś coś zjeść.
Zakryć, co było do odkrycia,
Dla dobra sprawy. Lub na odwrót
Dwa kroki w przód. Ukłon. Półobrót.
Pisk opon. Leży na poboczu
Sobie odjęty. Deszcz. Mgła. Nic. […]”
Fragment wiersza „Tymczasem tak to wytłumaczę”, nad którym warto się zastanowić i nie tylko w Wielkim Poście.