Rok 1944. Napis na ścianie w szpitalu wojskowym wychwala manifest PKWN. Polska brygada wykrzykuje z szaleńczą radością Polska! i Granica! przekraczając… Bug. Nie uświadczysz tu ani Mikołajczyka, ani Komorowskiego — będzie zamiast tego Rokossowski i drugi front białoruski. To najsłynniejszy polski serial, przebój nie tylko na ekranach rodzimych kin, ale i na terenach zaprzyjaźnionej bliskiej zagranicy . Oczywiście Czterej pancerni i pies, Konrada Nałęckiego.
Serialowi dostawało się za brak realizmu i propagandowy wydźwięk. Za rządów PiSu został on nawet zdjęty z anteny telewizji publicznej (ku wielkiej uciesze telewizji prywatnych, które zrobiły z tego dobry użytek). A jednak, mimo zakłamań historycznych i — przyznajmy to — również nudy, wiejącej niekiedy z ekranu, losy Janka, Gustlika, Grigorija, Olgierda i Szarika fascynują kolejne pokolenia. Co było kluczem do sukcesu?
Każdy odcinek otwierała nostalgiczna, nastrojowa piosenka. Słowa Agnieszki Osieckiej o deszczach niespokojnych , wyśpiewane uduchowionym głosem Edmunda Fettinga, świetnie współgrały z czarno-białą, bardzo dobrze zmontowaną czołówką.
Historia jest w zasadzie szalenie prosta. Młody Gdańszczanin, Janek (Janusz Gajos) od początku wojny przebywa na Syberii. Marzy o tym, by odnaleźć ojca, zaginionego podczas walk o Westerplatte. Gdy nadarza się okazja, dołącza do dywizji im. T. Kościuszki i jako członek pancernej, rusza na zachód. Jego nowi towarzysze broni to zbiegły z Wehrmachtu Ślązak Gustlik (Franciszek Pieczka), Gruzin Grigorij (debiutujący wtedy Włodzimierz Press) i syn zesłańca styczniowego, a więc Rosjanin w pierwszym pokoleniu, meteorolog Olgierd (Roman Wilhelmi). Nieoficjalnym, piątym członkiem załogi jest ukochany pies Janka, Szarik.
Podczas 21-odcinkowego marszu z Rosji na Berlin, pancerni zawiązują przyjaźnie, zakochują się, bardzo dużo jedzą i bawią się z psem, a czasem — jakby mimochodem — rozgramiają niemieckie czołgi celnymi strzałami lub wyprowadzają Wermacht w pole sprytnymi fortelami. Żeby nie było zbyt beztrosko, należało uśmiercić jednego z głównych bohaterów — i tak miejsce trochę tajemniczego, szlachetnego Olgierda zajął wiejski chłopak, Tomuś (Wiesław Gołas). Żeby zaś oddać Cezarowi co cesarskie, a nawet trochę więcej, Janek zakochuje się w pięknej rudowłosej rosyjskiej sanitariuszce (Pola Raksa), umacniając między dwoma narodami przyjaźń, co będzie trwać już na zawsze , jak głosił jeden z transparentów wieszanych przez pancernych w wolnych chwilach. Motyw przyjaźni polsko-radzieckiej i aluzje historyczne są zresztą tak bezwstydne, że nie sposób wątpić, że wynikły one ze zwyczaju, może nawet autentycznych przekonań, a nie z wyrachowania i koniunkturalizmu.
Jednak złośliwości w stosunku do tego film to w gruncie rzeczy pójście po linii najmniejszego oporu. Przecież serial zyskał nieprawdopodobną popularność. Występujący w nim aktorzy stali się bohaterami narodowymi, co zresztą na kilka lat zahamowało ich rozwój artystyczny. Pancernych wyeksportowano do pozostałych krajów bloku wschodniego, gdzie zyskali sławę niewiele mniejszą niż w Polsce. Nawet dzisiaj wyszukiwanie zabawnych, w naszym odczuciu, transparentów i haseł, czy zakłamań historycznych jest raczej rodzajem intelektualnej gry, a nie służy potępieniu serialu, dla którego społeczeństwo popadło od 1966 (data premiery) w szaleństwo. Szaleństwo, które — dodajmy — zmalało, ale nie znikło całkowicie. Na hasło Czterej pancerni i pies w wyszukiwarce Google, wyskakuje 283 tys. wyników, jeden z odsyłaczy przenosi nas oczywiście na stronę fan klubu, a inny do internetowego muzeum Czterech pancernych . Jakie są więc mocne strony serialu?
Po pierwsze, znakomita obsada. Wielkie brawa należą się za nią Nałęckiemu, który wykazał się w tej kwestii niesamowitą intuicją. Poza Romanem Wilhelmim i Franciszkiem Pieczką, którzy mieli już za sobą kilka ważnych występów, pojawili się przecież w tytułowej czwórce aktorzy niemal nieznani. Dla Janusza Gajosa, przed premierą pancernych zupełnie anonimowego, rola Janka była zarówno błogosławieństwem, jak i przekleństwem. Zyskał wprawdzie nieprawdopodobną jak na owe czasy sławę, ale jeszcze długie lata walczył z wizerunkiem szlachetnego zakochanego blondynka. Włodzimierz Press natomiast, rozczulający Grigorij, nigdy już nie zagrał znaczącej roli filmowej. W rolach drugoplanowych pojawiły się takie nazwiska jak Kłosiński, Raksa, Niemirska, Krafftówna, Pyrkosz, Turek, Czechowicz i rewelacyjny, najlepszy chyba z nich wszystkich, Tadeusz Fijewski jako niezrównany Czereśniak. Wszyscy oni na całe lata stali się bohaterami zbiorowej wyobraźni, dorośli nazywali swe psy — Szarikami, chłopcy marzyli o karabinie, a dziewczynki o ognistych warkoczach.
Drugą mocną stroną — a to zasługa scenarzystów, Stanisława Wohla i Janusza i Marii Przymanowskich — jest absolutna bezpretensjonalność. Niezależnie od tego, czy Janek próbuje zwrócić na siebie uwagę Marusi, czy Gustlik rozlewa garnek zupy — dialogi i zachowania bohaterów są naturalne, język często kolokwialny, z zachowaniem lokalnych jego odmian. Malkontenci zauważą, że serial wojenny nie powinien sprowadzać się do kilku szturmów i rozmów o obiedzie. Ale — na Boga — na wojnie ludzie też musieli jeść, tańczyć i robić głupie żarty. Za to ograniczenie patosu do koniecznego minimum też należy się Nałęckiemu wdzięczność, zwłaszcza że nawet sceny zdecydowanie zbyt sentymentalne, jak choćby ta zamykająca odcinek Brzeg morza , prowadzone są z wdziękiem i autentycznie wzruszają.
I jeszcze jedno — serial nie był pomyślany ani jako historyczny fresk, ani jako propagandowa tuba polskich filmowców. To miał być film przygodowy. I to się jego twórcom udało osiągnąć.
Telewizja Polska, po medialnej aferze w końcu się złamała i latem 2007 Pancerni powrócili do ramówki, ku uldze widzów. Kolejne pokolenia odkrywają losy pancernych, świat coraz bardziej obcy i dziwny, ale w którym jak zawsze ludzie kochają się i walczą — a więc świat zrozumiały i nasz.
Małgorzata Kurowska 2008.07.30