Jak wielki może być strach trędowatego lub chorych na AIDS? Jak wielki? Czy cierpienie to piętno a może wartość ? Ciężarna kobieta z wirusem HIV, zarażona przez męża, przechodzi katusze. Boi się o swoje, mające narodzić się dziecko. Nie może spać, jest pobudzona, niecierpliwa, rozgoryczona i nieszczęśliwa. Paradoksalnie obawia się najgorszego. Cierpiętnicy miotają się między utrapieniami życia a śmiercią. Cierpienie często spada na nas nagle. Nie oczekujemy go i nie chcemy, lecz ono nas dopada prędzej czy później.
Miejsce cierpienia i przyczyny jego powstania są różne. Dotyczy ciała i ducha. Trudno powiedzieć, które cierpienie jest łagodniejsze – fizyczne czy duchowe, bo jest nieporównywalne. Jedno i drugie staje się ciężarem jak u tego, który choruje na nerki.
Trzydziestoletni Artur podłączony do sztucznej nerki tygodniami przebywa w szpitalu. Z powodu choroby nie ożenił się, chociaż wszystko było już do ślubu i wesela obgadane. Narzeczona wyjechała do innego miasta. Stracił z nią kontakt. Rodzice zmarli, pozostał sam. Czasami odwiedza go siostra, która mieszka trzysta kilometrów od niego. Nikt poza tym.
Czuje się samotny. Każdy przypadkowy uśmiech łapie jak rybak na wędkę, długo oczekiwaną, rybę.
Jak rozbitek wypatruje pomocy. Wpada w depresję . Zerwał z internautami, którzy dwoili się troili, by go pocieszyć. Stracił nadzieję na wszystko. Bezgranicznie cierpi. Stan jego umysłu jest nie do pozazdroszczenia. Każde cierpienie w pewnym sensie rozbija człowieka. Jest wrogiem jego ducha, psychiki i fizyczności. Trzeba czasu, by zrozumiał, że nic bez powodu nie dzieje się. Chociaż to niezwykle trudne do zrozumienia, każdy powinien nauczyć się akceptacji męczeństwa w obrębie swego jestestwa, bo biadolenie może doprowadzić do psychicznej ruiny i pogorszyć stan choroby.
Czy cierpienie stać się może sprzymierzeńcem? Z pewnością tak. Może nauczyć mądrości, wrażliwości, empatii, współczucia, dystansu, bardziej światłego patrzenia na doczesność.
Tak jest z dziewięcioletnim chłopcem z nowotworem mózgu. Posiadł mądrość mędrca. Godzi się ze swym cierpieniem. Jest silny duchem. Pociesza zrozpaczonych rodziców. Chętnie mówi o śmierci. Nie boi się jej. Ile trzeba samozaparcia, silnej woli, nieziemskiego pojmowania rzeczy tak bolesnych, by tak czuć? Cierpienie może mieć zbawczą moc.
Nie trzeba daleko szukać – Chrystus przez cierpienie zbawił ludzkość. Topos cierpienia znajdujemy w literaturze różnych epok, poprzez Biblię do czasów współczesnych. Hiob rozdarty wewnętrznie, przez kolejno spadające na niego nieszczęścia, jest najlepszym przykładem nieszczęśliwego cierpiętnika.
Typowy męczennik jako ofiara cierpienia. Ojciec Maksymilian Maria Kolbe. Jakie było Jego cierpienie?
A cierpienie Jana Pawła II… czym było… to – duchowe w ciągu całego życia i to fizyczne u jego schyłku? Jaka była wymowa i sens tego cierpienia…? Trudne pytania i jeszcze trudniejsze odpowiedzi.
Można na cierpienie spojrzeć jako na niszczącą predestynację albo odkupienie czy też zbawczy symbol śmiertelnika. Oceny cierpienia są różnorodne, a przecież jest ono jednoznacznie sprawdzalne.
Cierpieniu zawsze towarzyszy ból spowodowany jakąś lub czyjąś utratą. Uszczerbek na zdrowiu, strata bliskiej osoby, majątku, brak miłości to wystarczające powody, by poczuć się niekomfortowo. Każdy chciałby być szczęśliwy. Nikt nie che być nieszczęśliwy. Tylko czy wiedzielibyśmy, czym jest szczęście, gdyby nie było nieszczęścia? Zastanówmy się , ile w obecnej dobie mamy nieszczęśliwych Prometeuszów, Orfeuszy, Edypów, Hiobów, Kochanowskich, Werterów, Konradów, Wokulskich?
A ileż to mamy kobiet tak zagubionych w cierpieniu, jak – Antygona, Izolda, Helena, Katarzyna, Elżbieta, Krystyna, Marta, Anna Karenina czy choćby Diana ? Cierpieć z miłości to posiąść bogactwo odczuć. Dlaczego kobiety lubią czytać – „Wichrowe wzgórza”, „Krystynę, córkę Lavransa” , „Przeminęło z wiatrem”, czy „Annę Kareninę”, także – „Panią Bovary”, „Spóźnionych kochanków”, „Marzenia z gwiezdnego pyłu” i „Dom nad zatoką”, bo to są książki o nich samych, o ich cierpieniach wywołanych miłością, tęsknotą, smutkiem, trudach życia, samotnością i poszukiwaniami…
Zresztą , każdy rodzaj cierpienia może działać dodatnio albo ujemnie. Uszlachetnia albo odwrotnie – wywołuje bunt, agresję i zniecierpliwienie. Stara babcia od lat dręczy rodzinę, wyczynia różne ekscesy, bo straciła kontrolę nad cierpieniem a więc i nad sobą samą. Od nas zależy, czym się dla nas to cierpienie stanie.
Zatrzymajmy się przez chwilę nad motywem – Stabat Mater Dolorosa. Niejedna matka stoi obolała. Chyba łatwiej identyfikować się nam z cierpiącą pod krzyżem Maryją niż z cierpieniem Jezusa Chrystusa. Symbolika „Piety” – Michała Anioła kojarzy się nam z bólem każdej matki tracącej swoje dziecko. Bo jesteśmy odbiciem cierpienia, w cierpieniu podobnym do boskiej martyrologii.
Jesteśmy w okresie Wielkiego Postu. W tym czasie, w swym cierpieniu, podążajmy z nadzieją . Wtedy ono samo w sobie wyda się nam łagodniejsze.
Mówią, że cierpienie jest najlepszym nauczycielem. Jest w tym dużo prawdy, bo cierpienie uczy przede wszystkim pokory wobec siebie, innych i Boga. Kto nie ma w sobie pokory i skromności, ten żył na darmo. Widać, że cierpienie niczego go nie nauczyło. Czy można kochać świat, gdy góruje w nim cierpienie ludzi w różnym wieku? Chorują, a więc cierpią – dzieci, młodzi, w średnim wieku i starzy. Staramy się zrozumieć, dlaczego chorują starsi. Buntujemy się, gdy cierpią z różnych powodów dzieci, kiedy krzywdzą je dorośli, gdy są głodne, zaniedbane, opuszczone, maltretowane, chore.
Widok dzieci chorych na raka wywołuje w nas dreszcze. Cierpią także ci, którzy kochają inaczej…
Nie znajdujemy na to sensownych odpowiedzi… Rodzą się gdybania…Mądre lub bezsensowne.
Od człowieka zależy, jakie to „gdybanie” jest.
Patrząc na rzeźbę Michała Anioła, widzę całe rzesze cierpiących ludzi, tych, noszących swe krzyże, stojących przy krzyżu i tych, ukrzyżowanych. Bo każdy z nas ma swój krzyż, a czasami nawet ma ich więcej. Niemal każdy z nas stoi przy krzyżu bliźniego… A niektórzy z nas zostają ukrzyżowani…przez innych. Czy tak nie jest? Antysemityzm. Wrogość. Terroryzm. Nacjonalizm. Szowinizm. Homofobia. Czym są dla tych innych inaczej?
Nasze cierpienie jest cierpieniem Boga, a cierpienie Boga – naszym cierpieniem.
Nic nie dzieje się w czasoprzestrzeni na darmo.
Zaaprobujmy cierpienie i nauczmy się z nim żyć, bo prędzej czy później niesie ono ukojenie
w wiecznym spoczynku. Na nic zda się nasz bunt przeciw niemu, bo ono i tak nas nie ominie, zapisane jest w historię ludzkiego losu. Cierpimy, gdy źle o nas mówią, gdy jesteśmy z tego czy innego powodu kalecy. Cierpimy także bo kochamy, nie czujemy się kochani, z powodu samotności, kiedy zauważamy zło wokół siebie i z tysiąca innych powodów.
Złóżmy nasze tajemne cierpienie w ofierze dla nas samych, starając się „polubić” cierpienie dla dobra nas samych.
Pamiętajmy przy tym – „Verba movent, exempla trahunt.” ( Słowa wzruszają, a przykłady pociągają.)
Krystyna Jadamska-Rozkrut 2010.03.04