Co za czasy…

Co za czasy…

Właśnie, co za czasy…Wszystko do góry nogami się wywraca. Brakuje wzorców. Autorytety upadają. Stop! Zaczynam powszechne ględzenie i biadolenie o tym , że to czy tamto. Jeszcze trochę i w gorsze naśladownictwo, myślowo- słowne, wpadnę.


Polacy lubią narzekać. Była komuna – narzekali. Nastąpiła demokracja – narzekają.


A o czym najczęściej lubią rozmawiać moi rodacy? Odpowiedź nie będzie skomplikowana,


wręcz przeciwnie, prosta, a jeśli już, to lekko wygięta jak cięciwa w łuku. Bo z prostą trzeba uważać. Łatwo się z niej wykoleić i wpaść w dołek, czyli chociażby w tak modną depresję.


Wskazany bezruch w chwili całkowitego naciągnięcia cięciwy i pilnowanie by łęczycko znajdowało się w odpowiedniej pozycji. Naginać i rozciągać jest o wiele łatwiej niż trzymać się kurczowo linii prostej. Cokolwiek na ten temat wiem, bo w dzieciństwie strzelałam z łuku i to mi z tamtego okresu zostało. Dlatego słowem posługuję się jak łukiem, ale to już inna sprawa…


Zatem, o czym najchętniej pogadują Polacy? Jak to o czym  – o chorobach,  pieniądzach,  kto z kim i dlaczego a także za ile… Mało tego – obgadują , oczerniają i można  tak w nieskończoność wymieniać, lecz to żadnej twórczej myśli nie stworzy poza niesmakiem. Czytam w „Gazecie Wyborczej”  tekst w formie rozmowy o tytule – „Awantura o dupę”, czytam i oczom nie wierzę. Zapytuję samą siebie – czyja „dupa” wywołała awanturę?  


Takie słownictwo, będącej w pretensjach intelektualnych,  Wyborczej…? O, zgrozo! Coraz niżej upadają media . Wkrótce nie będzie, co w Polsce czytać, może jedynie poza portalem – „Polskie Muzy”, tym to nawet wolno o „tyłki” zahaczać, bo prezentują środowiska twórcze a z nimi to różnie,  z tymi środowiskami, lecz żeby zaraz w  „lekko”, według jednych, a „mocno”


według drugich, stronniczej, ale poważnej gazecie takim słowem szafować, to już zaczyna być podejrzane…Tak sobie myślę poobiednio i wieczorowo. Nie wolno mi? A kto mi tego myślenia zabroni?


Wczytuję się głębiej i olśnienie – o niczyją inną  „dupę” nie idzie tylko wielce szanownej aktorki – Joanny Szczepkowskiej. Która, to, swą wielce prominentną, połyskującą blaskiem dawnych lat,  gołą pupę wypięła na pośmiewisko siebie  i obrazę niezwykle czułej widowni. A sytuacja miała miejsce nie gdzie indziej, jak w warszawskim Teatrze Dramatycznym, finansowanym przez państwo na rzecz eksperymentów twórczych…


A jakie to eksperymenty panowie reżyserzy wymyślają?  Mazanie kału palcem po ścianie? Bo do tego dochodzi. Byłam niedawno na takiej sztuce… Kałem co prawda nie mazali, ale prawdopodobieństwo, że tak się stanie, było duże… Leciwy aktorzyna, cherlawy ze zwisem, jakim nie napiszę, bo znowu się zniesmaczę .. .,  przechadzał się po scenie, wyginając się rozpaczliwie (podziwiałam odwagę… jedynie to było godne „zachwytu”…, czego to ludziska nie wymyślą…) i  w dodatku  „na pohybel” inne jeszcze, nie lepsze, brewerie tam były.


Nie wiedziałam, jak się zachować . Przeżuć to boleśnie do końca, udając nowoczesną , wolną intelektualistkę, czy bezceremonialnie wyjść … Byłam w towarzystwie – nie wypadało, musiałam przełknąć gorzką pigułkę i wytrwać do finału. Torsji gwałtownych niemal dostałam… O! –  i tu zatrzymam się na moment…


Na czymże zatem,  te rzekomo twórcze eksperymenty teatralne mają polegać? Na pokazywaniu nagiego ciała?


A co w tym takiego nadzwyczajnego? Pół biedy jeśli ładne… Czy na bezsensownym , zwulgaryzowanym przekazie ma opierać się widowisko nazywane sztuką?  Prościej do obory iść i zajrzeć krowie pod ogon. Podczas spektaklu – „Persona .Ciało Simone.” – Szczepkowska bez „krępacji” pokazuje to, co zwykle w wychodku się wysadza…  Czegoś takiego po Niej nie spodziewałam się. Zgłupiała w sędziwym wieku czy co? Zasłużona aktorka, pisarka, wydawałoby się z klasą i takie fanaberie… Poczułam ogromną frustrację i zawód… A jednak… Dlaczego zdecydowała się na taki desperacki krok, o tym można przeczytać w gazecie… Z oporami, ale stopniowo zaczynałam rozumieć reakcję aktorki. Miała wszystkiego dość –  reżysera, jego niekończących się łajaniem artystów w czasie wielogodzinnych  prób i udzielaniem wskazówek przez telefon, bo z powodu choroby ukochanej cioteczki na zaplanowanej próbie nie zjawiał się … Powtarzam za „Gazetą …”  Aktorka opowiada, komu to nieszczęsne pupsko pokazała. Przyznaje, że to był jej gest i że wiąże go z dyskusją wokół teatru, i że nie tylko przeciw reżyserowi – K. Lupie, który uznaje, że „artystą jest ten, który jest zdolny do przekraczania granic…” , tyle co „przeciw całości…”


Artystka wyznaje, że pokazała pośladki „teatrowi”. Bunt, rozczarowanie, protest. Tylko czy warto było narażać swe dobre imię na taki bezceremonialny gest? Czy warto było w guanie się moczyć?


Nie wiem dlaczego, ale przypomniała mi się przyśpiewka ludowa, którą śpiewał, gdy byłam małą dziewczynką , o dwadzieścia  pięć lat starszy mój kuzyn: :


„Olaboga co za czasy, dziadek babkę w nocy straszy,


Jemu uciąć, babce zaszyć, nie będą się w nocy straszyć…”


Nie rozumiałam tych słów wtedy, panią Szczepkowską staram się zrozumieć.


Nieźle swą pupcią postraszyła ludzi teatru. Czy przez to klasę straciła? Nie wiem. Ja, gołej pupy na nikogo bym nie wypięła, co najwyżej gest bym pokazała, co pewno na jedno wychodzi .


Co za czasy…


     


Krystyna Jadamska – Rozkrut  2010.02.21

Share

Written by:

3 883 Posts

View All Posts
Follow Me :