Meksyk. Stoisko z koszulkami. Na nich wizerunek Matki Bożej z Guadalupe, która objawiła się Aztekowi – św. Juanowi Diego Cuauhtlatoatzinowi na wzgórzu Teypac, i napis – Coca Cola. Są też i inne motywy, np. serce. Wolę to serce, bo kojarzy mi się z arią – „Usta milczą dusza śpiewa, kochaj mnie…” . Wszak miłości nigdy nie za dużo… To jest trochę jak z przełamywaniem kompleksu peryferyjności. To niemal jak Andy Warhol, który „skolonizował” Amerykę. To on głównie kojarzy mi się z Coca Colą…
W ostatnim dniu przekazu spotkań Matki Bożej z Juanem Diego powstał obraz Matki Bożej.
I nie byłoby w tym niczego dziwnego, gdyby nie to, że podobizna Matki Boskiej namalowana została na płótnie nieziemskiego pochodzenia.
12 grudnia 1531 roku Juan Diego pojawił się w rezydencji biskupa z dowodem na jego prawdomówność. Kiedy odsłonił tilmę, do której Maryja sama włożyła wiązankę kwiatów, te rozsypały się, a na filmie pojawiło się niebiańskie odbicie Maryi. Według przekazu Diego wiedział o kwiatach, lecz nic nie było mu wiadome o obrazie, na którym w oczach Matki Bożej odbija się Juan Diego. Obraz odbierany jest jako „nieustający cud”. Meksykanie są bardzo do niego przywiązani. Ich obrzędowość religijna pozwala na wprowadzanie motywów pogańskich do kultywowania katolickich świąt. Jedno drugiemu nie przeszkadza, jedynie sprawia, że obrazowość obrzędów jest bardziej malownicza. Regionalność, tradycja i zakorzenione zwyczaje wzmagają wymowę uroczystości. Wszystkie rytuały potrzebują odpowiedniej oprawy i symbolizmu, gdyż to gruntuje to, co do końca nie powinno być poznawalne. Ludzkość lubi być ślepa… Chociaż nie do końca. Są tacy, którzy od razu wszystką chcą wiedzieć. Co z tego, kiedy i tak się nie dowiedzą. Już im się wydaje, że są w zasięgu rozwiązania skomplikowanej zagadki, że znajdują sedno rzeczy, a okazuje się, że to tylko domniemania. Może to… może tamto. Wystarczy się dokładnie rozejrzeć w codzienności, by przekonać się, że tak jest. Same sprzeczności, choćby takie, jak na tych, wspomnianych na wstępie koszulkach z Meksyku, z wizerunkiem matki Boskiej z Guadalupe i z reklamą Coca Coli. Widać jedno drugiemu nie przeszkadza. Tak, jak nie przeszkadzają stare obyczaje wprowadzane do obrządku katolickich świąt. Jak ma się jedno do drugiego zależy od odbiorcy. Czy jednak te połączenia są właściwe? Takie wątpliwości ogarnęły mnie w dniu obchodów Bożego Ciała, które w Polsce mają długoletnią tradycję również związaną także z obyczajowością ludową. Bo czymże jest obrywanie gałązek brzozy, jeśli nie pogańskim obyczajem, mającym chronić domostwo przed złymi następstwami i obdarzać bujnym urodzajem?
Jakub Pantaleon z Troyes, czyli papież Urban IV, w 1264 roku ustanowił święto Bożego Ciała, którego symbolem jest chleb, jako dar Boży. Kiedyś chleb szanowano. Nie marnowano nawet okruchów, których nie wyrzucano, tylko spalano lub rzucano ptakom. Sądzono, że rozrzucone okruszyny chleba zbierał pająk i po czasochłonnej, długiej pajęczynie zanosi je do Pana Boga, by uświadomić Mu, jak ludzie beztrosko marnują Jego dary. Za to Stwórca mógł ukarać ziemian chudymi latami. Na pewno, niemalże za przestępstwo moralne, traktowano upuszczenie chleba na ziemię, a szczególnie jego podeptanie. Jeśli się to zdarzyło przypadkowo, nie chcąco lub mimo woli, podnoszono chleb natychmiast, całując go trzykrotnie na przeprosiny i zaraz zjadając go, by ponownie nie zdarzył się podobny nietakt. Bo chleb to wielka świętość, którą należy szanować. W moim domu rodzinnym szanowało się chleb. Przed rozkrojeniem był żegnany, by na wszelki wypadek odpędzić z niego złe moce, które mogły się tam ukradkiem dostać, a także dlatego, by podkreślić jego ważność. Czerstwego chleba nie wyrzucano. Gotowało się z niego zupę albo smażono na maśle i podawano z cukrem. Tak mi to głęboko utkwiło w świadomości, że czynię to samo… W kulturze ludowej chleb, jako najważniejsze pożywienie, mógł być ujmowany jedynie czystą dłonią i bez nakrycia głowy. Zakazywano używania chleba dla zabawy. Trzeba było obchodzić się z nim delikatnie. Wyjmowany na drewnianej łopacie z pieca, był zsuwany na ławę czy półkę, a nie, rzucany. Piekarze przenosili go na połach fartucha. Odnoszono się do niego z wielkim szacunkiem. Boże Ciało ma swoją oktawę. Kiedyś tych osiem dni było wolnych od prac polowych. Dlatego przestrzegano:
„W Boże Ciało z Boską chwałą
słowo nam się chlebem stało,
nie tnij zboża ni kapusty,
bo odnajdzies z niej rdzeń pusty.”
W tradycji ludowej Boże Ciało określało istotne miejsce w kalendarzu czynności rolniczych
i tłumaczyło istotę urodzaju.
„ Jaki dzień jest w Boże Ciało,
Takich dni potem niemało.”
Jest też i w tym prognostyka pogody.
Zatem, niech tym ludowym mądrościom stanie się zadość.
Niech zakwitnie tatarką ( kaszą gryczaną) to, co stanowi słowa tego początek. Tak, jak piosenki o miłości do Bożego przesłania o wzajemnym miłowaniu się, niech się rozmnożą owocami. ….
Krystyna Jadamska – Rozkrut 2010.06.03