Jest taka opowiastka
chińska o lisie przyjacielu.
Przedstawia się
mniej więcej tak…
Był wieśniak,
który przepadał za winem. W dużym stogu siana, z ogromną dziurą
po zebranych już snopach siana, lis zrobił sobie barłóg.
Był towarzyski,
to i coraz to, wdawał się w gawędzenie z kmiotkiem. By było
ciekawiej, zamieniał się w człowieka. Kmieć dobrze wiedział,
kim naprawdę jest, ale udawał, że nie wie.
Wiemy, że ludzie
lubią udawać. Prawdę skrywają pod siennik. Tak i było z
nim.
Miał wyobraźnię
chłopina. Kiedyś, gdy zapadł zmrok, zza wzgórza wychylił się
lis, przemieniony w staruszka i zaprosił wieśniaka do samego centrum
stogu siana .
Zauroczone kmiecisko,
rozglądało się, ile się dało… I co zobaczyło?
– Niestworzone rzeczy.
Niby zwyczajne a jednak nadzwyczajne.
Co to było?
Szereg niezwykle przepięknie zaaranżowanych pokoi.
W jednym z nich, wiekowy
starzec, poczęstował go aromatyczną herbatką.
Nietrudno sobie wyobrazić
jej posmak. Nie dość na tym, przemiły domownik ugościł
go wieloma lampkami wyśmienitego wina, które on tak lubił.
Nie często zdarza
się, żeby ktoś był aż tak gościnny, więc przez
następne dni i tygodnie, nasz
bohater bacznie obserwował nadmiernie gościnnego starca.
Śledził
go swymi tajnymi sposobami, bo koniecznie chciał się dużo o nim dowiedzieć.
Skąd to znamy?
Enigmatyczne realia i coś tam jeszcze? Taka już jest natura ludzka,
gdy coś ją
zaciekawi, to drąży i drąży, by było jasne, kto jest kto.
Teczki puchną od tej wiedzy…
Nie tylko teczki,
brzuchy poszkodowanych i głodnych – też, zwłaszcza gdy są
przepytywani… Słabo im się robi od zadawanych pytań i zaraz
muszą z toalety korzystać.
Nie ma silnych na
fizjologię, to i gardło często wysiądzie…
Podobnie z tajnymi
służbami. Ciężką mają robotę. Wszystko muszą
zanotować . To i notują na pamiątkę dla potomnych, ile razy
ktoś z toalety skorzystał i na cmentarzu był. …
Nic w przyrodzie nie
ginie. Powodem są afery…Wezwą delikwenta na komisję, a ten
wije się na prawo i lewo z bezsilności, i niczego nie pamięta, mimo
że w wieku sklerotycznym jeszcze nie jest.
Może z tej skromnej
opowiastki wzięło się to wszystko? Kto to wie?
Kmiotek nie był
taki głupi, jakby wydawało się. Mądrzejszy od niejednego ministra.
Nie znalazł odpowiedzi
na zadawane sobie pytanie – po co on to robi? Taki uprzejmy dla mnie? Przekupić
mnie chce czy co? Co się za tym kryje? Zapewne podstęp jakiś.
Perfidia czy szczerość?
Zgłupiał od tych pytań, które sobie zadawał i spać nie
mógł… Tak to jest, gdy człowiek ma nazbyt dużo problemów.
Nie dość, że sam ze sobą sobie nie radzi, to jeszcze inni czadu
mu zadają . Miał skłonności do pijaństwa, ale nic poza
tym, więc trapiło go zachowanie starowiny. Chłop z natury bywa podejrzliwy.
Taka jego uroda.
Wreszcie odważył
się i zapytał, co jest przyczyną jego gościnności.
Który z polityków o to pyta? Chłop kieruje się swoją mądrością
i jest w tym lepszy od polityka, w dodatku ani mu się śni, by w tańcu
z gwiazdami występować. Bo chłop, co najwyżej, w symbiozie
z gwiazdami, co na
niebie błyszczą nocą. Po całym dniu siermiężnej
pracy rozłoży się na ławce przed domem i patrzy do góry, jak
to zmieniają się gwiezdne figury…Podłubie w nosie. Piwko wypije
i swoje wie.
Starzec popatrzył
na niego. Chwilę się zadumał, by było przejrzyściej i odpowiedział
– „
… nie ma w tym niczego podstępnego, lubię odwiedzać przyjaciół
i popijać z nimi wino…”.
Jak łatwo zostać
czyimś przyjacielem. Wystarczy komuś powiedzieć, że „jestem
twoim przyjacielem” i zanurzyć się z nim w oparach wina…
Jakby tak, do czarki z winem dorzucić tabletkę szczęścia, to
już lepiej być nie może…Występy się zaczną
. Nawet mężczyzna płeć zmieni… Sukienkę ubierze
i paznokcie na czerwono pomaluje, na głowie wstążeczkę zawiąże…
Na dokładkę w tabloidach pokażą… Starzec – lis,
podobnie chytrze, przekonywał chłopa o swym przyjacielskim oddaniu, to
i po takim wyznaniu, wizytom nie było końca…
Otwartość
do granic rozsądku i niekończące się toasty…Pewnego razu
wieśniak wyraził życzenie, by pójść ze staruszkiem do jego
przyjaciół.
Speszył się
staruszek co nieco i najpierw odmówił, potem zgodził się .
Zawiał silny
wiatr i uniósł ich w nieznane. Wiatr ma to do siebie, że zawsze wieje
z właściwej strony, choć nieszczególnie zgodnie z prądem. Nie
ma co, dziwić się, bo wiatr ma swoje przywileje… z jego przyczyną
, wiatru, że wieje, jak na wiatr przystało, ze wzmożoną siłą
i rozeznaniem, znaleźli
się w mieście i zaraz podążyli do restauracji. Tam głośno
było od śpiewu mężczyzn. Wiadomo, jakie mężczyźni
głosy mają donośne… Staruszek umiejscowił kmiecia na
galerii i poczęstował go najlepszym winem. Takiego zaszczytu nie wszyscy
doznają.
Przyniósł mu
także jedzenie. I dobrze uczynił, bo chłopina zdążył
wygłodnieć.
Głodny żarłby
i żarł bez końca…Podobnie z pieniędzmi, nigdy ich nie
za dużo dla niektórych. Studnia bez dna. Tak było z wieśniakiem
– jadł i jadł żarłocznie i z apetytem, by brzuch napełnić.
Nawet staruch zadziwił
się, że takie pojemne brzuszysko ma. Jakby nie było dość,
pojawił się kelner z deserem.
Desery są kuszące…I
wówczas okazało się, że coś jest nie tak . Wieśniak zapytał
starca, w
którego wcielił się lis, czy może spróbować smakołyku przyniesionego
przez kelnera.
Wtedy lis przeraził
się i odpowiedział, że – „nie, bo kelner jest uczciwym
człowiekiem”.
Wyszło szydło
z worka.Chłop zrozumiał, że zapomniał o uczciwości i zawiązał
spółkę ze zwierzęciem wysoce nieuczciwym. W tym momencie odzyskał
zdrowy rozsądek i właściwe rozeznanie sytuacji.
Miał szczęście
w tym wszystkim, bo lis okazał się być tylko lisem a nie czartem…
Ilu pośród nas
takich kmiotków i lisów? Niech każdy sam na to odpowie…
Krystyna
Jadamska – Rozkrut
2010.02.01