Lalka w naszej kulturze jest tylko kobietą. Jedynym wyjątkiem jest Szwecja, gdzie lalka ma płeć, ale tam służy ona edukacji seksualnej dzieci, przed którą słusznie broni się katolicka większość kontynentu. Tak jest i u nas: lalka jest bezpłciowa, przypomina anioła, stwora całkowicie oddanego Panu.
W takiej sytuacji nie zamierzałem zwiedzać ekspozycji lalek w Muzeum Regionalnym w Brzozowie, gdyby nie jubileusz ”Wiadomości Brzozowskich” – konkretnie 100 nru tej gazety. Od wielu lat mam okazję dostarczać 5 egzemplarzy do kiosku „Ruchu” w Izdebkach, w tej ilości rozchodzą się bezzwrotnie.
Z tej okazji Władze Muzeum i Gazety zapraszają mnie na uroczystość i zachęcony jubileuszem, jadę. Impreza już trwa: są kolporterzy, ludzie pióra, Najwyższe Władze Miasta i przysłuchują się pieśniczkom jakiegoś zespołu. Jest miejsce koło p. Starosty mgra J. Rzepki, ale napada mnie rzadka taktowność i słucham całości z oddali, czytając setny nr
Niektórzy mnie witają, inni odwracają się. Tak zawsze bywa. P. Marysia, potem p. Jola, potem znowu p. Marysia ale inna, nalewają mi kawy do kubełka, napychają ciastkami liczne kieszenie kolporterskiego bezrękawnika, a ja gapię się na te lalki, zachwalane w jubileuszowym nrze przez p. Beatę B.K.
Pochodzące z Muzeum Lalek w Pilźnie, bogato ubezpieczone w grubych murach brzozowskiego ratusza, lalki budzą we mnie negatywne uczucia. Chodzę od jednej do drugiej, pojękując. Pani Halina Kościńska, Dyrektor Muzeum i jednocześnie Naczelna gazety – notuje w pamięci moje towarzyskie gafy.
– No, popatrz – wykrzykuję do p. Damiana Kierka, rzecznika prasowego Władz Brzozowa i Powiatu – Salomea Becu – istna wiedźma, nie dziwota, że jej synek Juliusz Słowacki był homoseksualistą i świetnym graczem na giełdzie. Albo ta Kinga – Jezus Maria! – straszna Madziara, za mąż wyszła i dziewictwo zachowała, łamiąc postanowienia sakramentu kościelnego i sprzeciwiając się woli Stwórcy w łóżku polskiego księcia Bolesława. – No, nie mogę – mówię do siebie, krztusząc się ciachem. Nikogo na szczęście przy mnie nie ma. Najpierw oddala się piękna małżonka Damiana, potem on sam.
Mijam zasłużoną dla literatury Delfinę Potocką. Pomiędzy nią, a wspomnianym synem Salomei Becu krążył Zygmunt Krasiński. Podoba mi się jedynie szlachetna postać Uli Kochanowskiej. Stoję przed kukiełką urzeczony. Cudowna buzia polskiego dziewczęcia! Dziecka jeszcze. I wszyscy w nią tak wpatrzeni oprócz p. Starosty Józefa Rzepki, i tylko ja jestem urzeczony.
Przez wiele nocy postać Uli uwieczniona w lalce – nie daje mi spokoju. W skrytości ducha podejrzewam się o pociąg do nieletnich dziewczynek, przypadłość na którą cierpiał również H. Sienkiewicz. Zaniepokojony wybieram się po skierowanie do p. doktor Jolanty Szczerby Per. Po drodze dzielę się troską z byłą uczennicą, teraz pielęgniarką p. Dzidką Tomczak.
– Panie Baran, tryk by się uśmiał! – mówi Dzidka. – Jaki pociąg? Gdyby miał pan chociaż odrobinę tej skłonności – nie dostałabym dwóch pał na jednej lekcji i to w dzień imienin.
Jeszcze raz czytam pochwalny artykuł p. Beaty. Ma rację, cytując słowa Stwórczyni pilzneńskich lalek: wielekroć musiała polegać na własnej intuicji. Niektórzy uważają, że Ula jest postacią wyłącznie literacką, chociaż bardzo poetycką. Podobnie jak ta Wanda, o której Sztaudynger napisał piękną fraszkę:
Z tamtej strony Wisły jest Wandy mogiła,
D… dać nie chciała, to ją utopiła.
Augustyn Baran 2000.08.21