Jarosław Iwaszkiewicz, pseudonim Eleuter urodził się w Kalnikach pod Kijowem. Jarosław, a właściwie Leon, był piątym i najmłodszym dzieckiem państwa Bolesław i Marii Iwaszkiewiczów. Na chrzcie, chociaż rodzice chcieli dać swemu synowi na imię Jarosław, nadali mu imię Leon. Na Jarosława nie zgodził się ksiądz, który stwierdził, że takiego imienia nie ma w katolickim kalendarzu. A że przypadał akurat dzień św. Leon, chłopiec otrzymał takie właśnie imię. Dopiero jako drugie wpisano: Jarosław.
Dzieciństwo upłynęło mu wśród kobiet: matki i starszych sióstr. To właśnie one były jego nauczycielkami języka, literatury i historii polskiej, gdy
przyjeżdżały na wakacje do domu. Kiedy matka zachorowała na ospę, sam nauczył się czytać. Jego pierwszą przeczytaną książka buł „Gucio zaczarowany” Zofii Urbankowskiej, a później przyszedł czas na „Baśnie z 1001 nocy” oraz „Baśnie” Andersena.
Po krótkim pobycie w Warszawie, dokąd wyjechał z matką i rodzeństwem po śmierci ojca, udał się do Elisawetgradu (dziś: Kirowograd). Tam rozpoczął swoją gimnazjalną edukację i uczęszczał do liceum, natomiast od 1909 roku uczył się w Kijowie w liceum nr IV. Wraz z kolegą z ławki kochał się w nauczycielce języka francuskiego – w liścikach wymienianych między sobą na lekcjach deklarowali gotowość do niezwykłych czynów w imię tej miłości. To właśnie owej pannie Lidii Iwaszkiewicz dedykował tragedię napisaną po rosyjsku pt. „Pierwszy dzień Rzymu”. Nauczyciel literatury rosyjskiej dostrzegał wysokie walory artystyczne jego prac. W tym liceum podjął pierwsze próby twórcze, przede wszystkim dzięki spotkaniu uzdolnionych artystycznie kolegów i nauczycieli. Tworzył wtedy utwory muzyczne i poezję. W tym czasie interesował się filozofią. Już wówczas zmuszony był do zarabiania na swoje utrzymanie dawaniem korepetycji,
odbywając wtedy wiele podróży po dworach polskich i rosyjskich, z których wrażenia będą kanwą licznych późniejszych utworów. Zajęcie to wypełniało także część jego wakacji – wyjeżdżał na tak zwane „letnie kondycje”. Po maturze rozpoczął studia prawnicze na Uniwersytecie Kijowskim, których nigdy nie ukończył.
W 1918 roku walczył w szeregach III Korpusu Polskiego, a udział w wojnie polsko-rosyjskiej odwlekał najdłużej, jak mógł. Bardziej fascynowało go życie artystyczne Warszawy. Każdego wieczora w kawiarni „Pod Pikadorem” wraz z innymi poetami czytał swoje wiersze i w ten sposób
realizowali hasło „Poezjo! Na ulicę!”, a jednocześnie zarabiali. Od roku 1918 związał się w Warszawie z grupą skupioną wokół pisma „Pro Arte et Studio”. Był jednym z członków grupy poetyckiej Skamander, do której należeli także Antoni Słonimski, Jan Lechoń, Julian Tuwim oraz Kazimierz Wierzyński.
Mając 25 lat wydał swój pierwszy tomik wierszy „Oktostychy”, który zarówno przez krytyków, jak i czytelników został oceniony jako zbiór niezwykły i nietypowy na tle ówczesnej poezji polskiej. Iwaszkiewicz stosował malarski sposób obrazowania: cechowały go wrażliwość na kolo i światło, wirtuozeria w ukształtowaniu formalnym,a oprócz tego skrajnie artystowska postawa podmiotu, która skłania do kontemplacji piękna.
Okres międzywojenny obfitował w wiele ważnych wydarzeń w życiu osobistym i zawodowym Iwaszkiewicza. W tym czasie poślubił Annę Lilpopównę. „Wniosłem do
naszego małżeństwa kufer książek, jedno ubranie i mnóstwo dobrych chęci, jej posag przedstawiał się o wiele szczęśliwiej”. Zamieszkali w Warszawie, a letnie miesiące spędzali w Podkowie Leśnej. W tym czasie ( w roku 1932) ukazały się opowiadania: „Panny z Wilka” i „Brzezina”, które zapewniły mu miejsce w czołówce polskich literatów.
Wybuch II wojny światowej zastał go w kraju, jednak nie wyjechał jak wielu kolegów, lecz został. Pracował jako ogrodnik, potrzymał nawet legitymację Związku Ogrodników, a jego dom w Stawisku stał się domem i schronieniem dla wszystkich, którzy potrzebowali pomocy. Organizował spotkania konspiracyjne, urządzał wieczory muzyczne i literackie, a pieniędzmi pochodzącymi ze sprzedaży ziemi wspierał przyjaciół. W tym czasie działał w strukturach Polski Podziemnej w
wydziale Kultury i Sztuki.
Podczas jego pierwszego pobytu na Sycylii, w roku 1932, powstały „Panny z Wilka”. Jest to opowiadanie o utracie złudzeń, o zaprzepaszczonych nadziejach,
rozczarowaniach i o mitach, jakie tworzy pamięć. W jego prozie pozbawiona sensu wojna jest częstym motywem, który pojawia się na planie pierwszym. Tym razem
antybohaterska wojna staje się tylko tłem, ale niezwykle natarczywym. Opowiadanie „Panny z Wilka” jest uważane za jedno z ważniejszych napisanych przez
Iwaszkiewicza.
Po wojnie Jarosław Iwaszkiewicz ponownie włączył się w nurt życia kraju: politycznego i literackiego. Świadczyć może o tym fakt, że w latach 1945-1946,
1947-1949 i 1959-1980 pełnił funkcję prezesa Związku Literatów Polskich. Był posłem na sejm z okręgu Ostrowca Świętokszyskiego, przez kilka lat przewodniczył
Polskiemu Komitetowi Obrońców Pokoju, współorganizował konkursy chopinowskie i działał w Towarzystwie im. Fryderyka Chopina. Wiele także pisał, a za swą
twórczość otrzymywał liczne nagrody – za swoją działalność literacką i polityczną otrzymał wiele nagród i odznaczeń (m.in. tytuły doktora honoris causa Uniwersytetu Warszawskiego w 1971 i Jagiellońskiego w 1979).
Mając 53 lat wydawał pismo „Nowiny Literackie”, które miały w jego zamierzeniu wznowić tradycje „Wiadomości literackich”.
Przyjaźnił się z Marią Dąbrowską i Wojciechem Żukrowskim. Dalekim krewnym poety był wybitny polski kompozytor Karol Szymanowski. Jarosław Iwaszkiewicz był biseksualistą. Motywy homoseksualne były poruszane przez niego zarówno w poezji, jak i prozie. W swoich zapiskach intymnych, dzienniku i listach wprost określa siebie jako homoseksualistę. Wynikało to raczej z jego generacyjnych przyzwyczajeń do określeń z poprzedniej epoki. Dowodem na to może być list do Piotra Lachmanna z 9 października 1973: „Przyszedł i „Uwodziciel”. Dlaczego Ty go lubisz? Chyba tylko dlatego, że to Ci mówi cośkolwiek, ja jako homoseksualny nic tu nie odczuwam i raczej nie lubię tego utworu. Dowodzi to jak bardzo nasze predyspozycje seksualne wpływają na nasze gusta literackie. U Goethego to mnie zawsze bierze, że sypiał w jednym łóżku z księciem Weimarskim i że rada Ministrów tego wspaniałego księstewka gardziła tym lokajem, co się wkradł w łaski księcia przez pieszczoty, dopiero pani von Stein postawiła sprawę na właściwym poziomie.”
Bardzo przejmował się chorobą żony, nie odstępowało go przeczucie, że i jego czas się kończy. Irena Parandowska, żona Jana Parandowskiego, wspominała pewne odwiedziny w Stawisku. Po obiedzie pisarz powiedział do niej: „chodź, Irenko, pójdziemy do umieralni. Teraz kolej na mnie. To nie był jego gabinet, tak złączony z jego osobowością, z tym co kochał, zbierał, gromadził. Z tego pokoju życie już uchodziło. Umieralnia”. Żona pisarza zmarła w przeddzień Bożego
Narodzenia, a on kilka miesięcy później. Próbowano go ratować z odrętwienia po stracie towarzyszki życia, wysyłając do ukochanego Paryża.
Zmarł 2 marca mając osiemdziesiąt sześć lat w Warszawie. Jego grób znajduje się w Brwinowie pod Warszawą, tuż obok swojej żony. To było wyraźne życzenie
pisarza: „Na cmentarzy w Brwinowie czuję się jak w rodzinie. Gromadzi on dziesiątki, setki moich krewnych, przyjaciół i znajomych”.
Jarosław Iwaszkiewicz żyje nadal w swych utworach. Wiele z nich uzyskało swój odrębny, teatralny i filmowy żywot. Andrzej Wajda reżyserował „Brzezinę” i „Panny z Wilka”, Stanisław Różewicz nakręcił „Rysia”, a Jerzy Kawalerowicz „Matkę Joannę od aniołów”. Było też wiele realizacji filmowych innych opowiadań.
W Podkowie Leśnej powstało muzeum życia i twórczości Jarosława Iwaszkiewicza, które znajduje się w Wilii Stawisko.
Jolanta Nowaczyk, 15 sierpnia 2009