Pani prawdziwa kariera w Hollywood zaczęła się rozwijać późno? Było, aż tak trudno wybić się?
Jak powiedział mi kiedyś Krzysztof Warlikowski: „Nie pamiętam szczęśliwych aktorów z twojego pokolenia, jesteście pokoleniem bardzo zagubionym”, które wyjechało w pewnym momencie z Polski i szukało pewnego dopełnienia siebie, gdzieś w świecie. Nie mogli się odnaleźć, bo byli uformowani przez polską szkołę aktorską i ciężko było im się przestawić na inne realia. Ja przecież też jestem uformowana w polskiej kulturze. Przyjechałam do Ameryki w wieku 26 lat i nie potrafiłam zgubić polskości pomimo tego, że bardzo chciałam się zasymilować. Wtedy musiałam zastanowić się dlaczego tak naprawdę chciałam zrobić tę międzynarodową karierę. Przyjechałam do Ameryki i miałam mnóstwo pomysłów na to co chce robić, ale rzeczywistość była inna. Hollywood to biznes, to przekręty, to poplecznicy, to ogromna sieć w której trzeba umieć manipulować. A dla mnie aktorstwo to pasja, sztuka. Nie byłam nauczona w hollywoodzki sposób podchodzić do tego. W pewnym momencie byłam bardzo zgorzkniała po Hollywoodzie. Myślałam, że uda mi się coś osiągnąć. Tam karierę można zrobić na trzy sposoby: albo przez łóżko, albo mieć sztab ludzi, którzy w ciebie wierzą i wypychają cię, albo znaleźć się we właściwym czasie i popłynąć. Ja nie chciałam być wykorzystywana. Chciałam grać, po prostu grać tylko nie znalazłam człowieka, który by we mnie uwierzyć. Wszyscy widzieli we mnie gwiazdę telenowel i tak mnie traktowano.
Ostatnio jest głośno o Pani roli w serialu „Gotowi na miłość”. Może powie Pani coś bliżej na ten temat?
W Ameryce postawiono mnie na półce z innymi gwiazdami telenowel. Przez 7 czy 8 lat nie robiłam nic innego tylko grałam w operach mydlanych. Nie chcę by w Polsce było podobnie.
Tutaj robi się teraz tyle seriali i w każdym jest jakiś amerykański akcent. I jak przyjeżdżam do Polski to zawsze jest na mnie pomysł, że jestem z zagranicy. Natomiast w Ameryce wciąż jestem Polką i gram głównie zagraniczne role. Także w Ameryce jestem zza granicy i w Polsce. Nigdy nie mogę być u siebie.
Ale faktycznie, mam propozycję zagrania w serialu. Producent jest wspaniały – Michał Kwieciński. On rozmawiał ze mną, że pisze dla mnie rolę. Tylko, że tę rolę pisze już od roku także od roku toczą się rozmowy. Jednak na początku chciałabym zobaczyć scenariusz i przekonać się czy ta rola jest faktycznie dla mnie, czy to jest to o czym rozmawialiśmy na początku. Póki co zostało mi powiedziane, że będę grała teściową głównego bohatera, któremu umiera żona – moja córka. Z powodu tej tragedii ja wracam ze Ameryki by zająć się zięciem i dzieckiem, przywieźć ciepło, optymizm, pogodę ducha. Mogłabym tu po części zagrać samą siebie.
Czy to oznacza, że planuje Pani w związku z rolą powrót do Polski?
Nie… nie mogę wrócić. Mam tam męża i dzieci, które są całkowicie kanadyjskie – mówią po angielsku i francusku, totalnie się zasymilowały. Jednak rodzice mają tutaj mieszkanie, w którym jestem zameldowana więc po części tak jakbym tu mieszkała. Na razie „rozkraczam się” – zobaczymy tylko czy uda mi się zrobić tak duży szpagat.
Przez ponad 14 lat była Pani związana ze znanym reżyserem Ch.D. czy ten związek zmienił coś w Pani życiu? Nauczył czegoś?
Swojego drugiego męża poznałam kiedy byłam rozczarowana Hollywoodem. Kiedy go zobaczyłam pomyślałam co tam kariera, filmy przyszedł czas na mnie. Rodzina zaczęła być najważniejsza. Zakochałam się w jego talencie. Myślałam, że będę miała męża który będzie torował nam drogę – faktycznie torował, ale przede wszystkim sobie. Ja musiałam myśleć o sobie sama.
Po 14 latach nie można się od tego po prostu odciąć. Nawet jak się próbuje to jest to niemożliwe chociaż to bardzo mocno boli. Z czasem jednak zapomina się te złe rzeczy i zaczyna wspominać te dobre. Przecież byliśmy cudownym małżeństwem. Był to mój najlepszy okres jako kobiety. Dlatego teraz nabrałam dystansu do tego i w końcu po 4 latach mogę powiedzieć, że mamy ze sobą świetny kontakt. Może przez to, że jestem naprawdę bardzo szczęśliwa z moim mężem.
A wcześniejszy związek?
Z Michałem była trochę inna sytuacja. Chciałam mieć rodzinę jednak problem był w tym, że on swoją już miał i trzeba było zająć się nią jak swoją. Michał ma dwie córki – Weronikę i Kasię, które pokochałam jak swoje własne. Wszystko układało się świetnie jednak życie z muzykiem to życie nietoperza. To nocne życie plus to, że pracowałam było bardzo trudne. W końcu zmęczyłam się i pomyślałam, że muszę w końcu zrobić coś dla siebie. Te 5 lat z Michałem pozwoliło mi to zrozumieć. Co więcej przez cały związek miałam to poczucie, że wyrwałam Michała rodzinie.
A teraz?
Teraz mam rodzinę taką jak sobie wymarzyłam. Moje dzieci – Sebastian (15 l.,) i Natalia (13 l.,) mają życie bardzo ustabilizowane. Mają tatusia, który wraca wieczorem z pracy i jest z nami. To tatuś, którego sobie wymyśliłam, że będzie idealny. Natomiast ich prawdziwy tatuś jest dla nich takim człowiekiem, który cały czas walczy o coś, są zachwycone tym co robi. Jednak widują się z nim bardzo rzadko.
Wreszcie jestem szczęśliwa. Mam wspaniałego męża, który mnie kocha – wręcz ubóstwia, który chce jak najlepiej dla mnie, dla dzieci. Ma troje swoich dzieci i dwoje moich i stara się być bardzo blisko nich, pomaga im, doradza. To bardzo ważne.
Widać, że rodzina jest dla Pani bardzo ważna…
Wzorem dla mnie są moi rodzice. Są przykładem tego jak można być ze sobą przez wiele lat i absolutnie się dopełniać. Staram się naśladować ten wzór.
A dzieci? Lubią Polskę? Często tu bywacie?
Zawsze chciałam by moje dzieci przyjeżdżały tu na wakacje. I co roku tu jesteśmy. Mimo, że mieszkają w Kanadzie kochają Polskę przeze mnie. Teraz byliśmy w Warszawie, w Krakowie, w Sopocie, w Gdańsku – w moim rodzinnym mieście. Dzieci widziały Oliwę i Katedrę Oliwską – tam byłam chrzczona. Słuchały koncertu organowego. Byliśmy na Westerplatte. Tak więc miały okazję poznać sporą część polskiej historii. Z tatą spędzają czas na Fidżi, w Nowej Zelandii, a tu mają okazję zetknąć się z historią i kulturą. Dzieciom najbardziej oczywiście podobała się Wieliczka i zajadały się pierogami! Teraz są już większe więc coś pozostaje im z tego co widziały.
Jeszcze ostatnie pytanie. Co Pani robi, że wciąż tak wspaniale wygląda. Nie jedna kobieta może tego pozazdrościć.
Na Zachodzie człowiek się uczy, że aby nie wypaść z obiegu trzeba dbać o wygląd. Ważna jest rutyna ćwiczeń i zachowania swojej duchowości – wyciszenia. Im jestem starsza tym bardziej interesuje mnie element medytacji. Lubię dobrze gotować – unikam tłustej kuchni. Przeszłam bardzo dużo różnych diet jednak teraz to co i jak jem to bardziej sposób na życie niż dieta. Nie propaguję operacji plastycznych – nie wierze w to. Dodatkowo wigoru dodają mi podróże.
Marta Kotas