Związały się w wieńce wiązu gałęzie. Cisza głucha, gdy idziesz przez park. Słyszysz jak pod stopami piasek skrzypi i jak z brzękiem przeleciała mucha. Czujesz niepokój. Nie wiesz, dlaczego jest w umyśle taka zawierucha. Przystajesz i dalej idziesz, zostawiając za sobą ślad buta.
Nagle coś Ciebie wyrywa z tej bezdennej pustki. To dzwonek z komórki. Ktoś informuje, że Twój bliski umarł.
„Ktoś Cię opuścił w ten chmurny dzień słotny…Kto? Nie wiem…Ktoś odszedł i jestem samotny…Ktoś umarł … Kto? Próżno w pamięci swej grzebię… Ktoś drogi…wszak byłem na jakimś pogrzebie…”- Leopold Staff- „Deszcz jesienny”.
Jeszcze słyszysz ten dźwięk telefonu i matowy, smutny głos, który przekazuje lakoniczną wiadomość …
Wpadasz w panikę na wieść o tym . To przyspieszasz krok, to zwalniasz. W oczach łzy. Spadają powoli, z majestatem należnym łzom, co wyrażają żal za kimś.
W sercu mrok. Wchodzisz do domu cały spocony. Wypijasz szklankę wody. Siadasz i rozmyślasz. Masz przed oczyma Tego, który odszedł, Jego sylwetkę i to jak się ubierał.
Znowu przez chwilę jesteś z Nim, tak, jakby dalej żył. Co z tego, gdy wśród żywych już Jego nie ma. A jednak dalej masz Go przed oczyma. Widzisz, jak się uśmiechał. Słyszysz, jak mówił i do przeszłości z Nim uciekasz, jakby w obawie, że zniknie na zawsze, że już nigdy więcej Go nie będzie. Patrzysz na Niego jak człowiek na człowieka i zapamiętujesz tylko to, co ważne i nagle ten Ktoś urasta do miana bohatera, który mocą ducha życie ujarzmiał.
Jak każdy z nas. Wydaje się, że stoi przy Tobie. Uspokajasz się, by za moment znowu wpaść w rozżalenie.
Już Go nie czujesz przy sobie. Wyobrażasz sobie, że leży zimny…
A potem nagle odmawiasz modlitwę za spokój Jego duszy.
Łatwiej, gdy jesteś wierzący. Życie wieczne nęci krainą nieustającej szczęśliwości …
Zastanawiasz się, co właściwie jest za tą zasłoną śmiertelnego milczenia. Przeżywasz lęk, bo tego nieznanego boimy się najbardziej. Zdarza się, że szturmujesz do nieba z pretensją – po co to wszystko, przecież mógł jeszcze żyć, a przyszło Mu umierać .
Halina Poświatowska tak rozmyślała o śmierci – „Czy wszystko pozostanie tak samo, kiedy mnie już nie będzie? Czy książki odwykną od dotyku moich rąk, czy suknie zapomną o zapachu mojego ciała? A ludzie? Przez chwilę będą mówić o mnie, będą dziwić się mojej śmierci – zapomną. Nie łudźmy się, przyjacielu, ludzie pogrzebią nas w pamięci równie szybko, jak pogrzebią w ziemi nasze ciała. Nasz ból, nasza miłość, wszystkie nasze pragnienia odejdą razem z nami i nie zostanie po nich nawet puste miejsce. Na ziemi nie ma pustych miejsc.”
Tak, na ziemi nie ma pustych miejsc, zostają mogiły i wspomnienia. Gorszym od śmierci jest brak miłości. Gdy miłości nie ma, śmierć wydaje się bezwzględna. Dopóki kochamy osoby, które odeszły, One ciągle żyją w nas. Żyjemy, by umierać.Umieramy, by żyć na nowo.
„Śmierć jast bramą do dalszego świata” mówił ks. Jan Twardowski.
Przez śmierć przechodzimy do nieśmiertelności.
Zbliżając się do śmierci, lepiej poznajemy Boga.
Nie rozumiemy jednak, że śmierć przychodzi jak złodziej podstępnie i nikogo nie pyta o zgodę. Dlatego szanujmy żywych i kochajmy ich, póki z nami są, bo po co potem próżny żal i narzekanie …
My też będziemy umierać. Im więcej będzie w nas miłości i szlachetności, tym łatwiej będzie odchodzić z tego świata.
Od wschodu do zachodu słońca krótka droga.
Na półce z książkami zostały czyjeś dzieła. „Życie stoczyło się ze wzgórz. Słońce też gaśnie” – Augustyn Baran – „Turla”.
Krystyna Jadamska – Rozkrut 2010.07.23