Wychodzę z założenia że pustka otoczenia i środowiska, ustawiczne poczucie dyskomfortu i stres dobrze wpływają na poziom twórczości i podlewają płynnym nawozem goryczy doświadczeń nowatorszczyznę. Wszyscy wielcy artyści byli żywym spełnieniem proroczych słów samego Buddy, który powtarzał z uporem maniaka, że „całe życie ludzkie to cierpienie”. Ciąg dalszy tej ideologii znają wszyscy wykształceni ludzie. Ale nie chodzi o to , by dotknąć nirvany czubkami palców, jak to dzieci czynią dotykając sufitów z wyżyn uginających się łóżek. Wystarczy przecież pochylić się nad sobą ponad granice własnej grafomanii, analfabetyzmu, naiwnej wiary we własnej możliwości. Jedni nazywają to terapią zajęciową, inni hobby. Frida Kahlo miała kaleką nogę, Bach był głuchy a Beksiński miał pecha. Jesteśmy podobni.
Jestem misiem uszatkiem i matką potępionych swojego pokolenia, przytułkiem dla chorych, ostoją pocieszenia, siostrą krzyku wyzyskiwanych, poduszką elektryczną oziębłych i zmartwionych, dobrodziejką ludzkości, przyczyną waszej radości kogutkiem, rosochatkiem, bałwankiem, śnieżynką, dzwoneczkiem na szyi ojca mego poezji i matki mojej sztuki, pociesznym robaczkiem tego świata pełzającym z nadzieją na to, że kiedyś wszyscy ludzie zapałają do siebie bezpodstawną miłością, idealistką która nie wierzy w ideały, a która ideału takowego poszukuje niczym ślepy pustelnik w szeroko rozumianej niedoskonałości tego świata. Naiwna wierna ufająca religii, wodzirej pochodów wolnościowo-wyzwoleńczych, inicjator i prowokator z garstką zwolenników politycznych. Panna nieroztropna, panna nieoszczędna, panna nieskromna. ze skłonnościami przywódczymi, ze zżerającą wolą dominacji, z dążenia do prycypatu duchowego pędzla nad czymkolwiek. Z umiłowaniem do ornamentyki i detalu, bez znajomości jakichkolwiek podstaw czegokolwiek tworzę własne zasady od nowa i dostaję razy z satysfakcją.
Ponadto niewychowana i niegrzeczna, z tendencją do chronicznego nietaktu, staram się dostosować swoje środowisko do własnych potrzeb. Lud mój, przyjaciele i znajomi moi są jak glina w moich rękach, która albo się kruszy, albo zaczyna się kleić i śmierdzieć w ogóle odmawia podłuszeństwa i zarzuca mi wszelkiego rodzaju dolegliwości psychiczne. Nie czuję się stabilna emocjonalnie, pomimo że (co dziwne) wydaje mi się że uznaję pewne granice i jestem raczej poukładana jeśli chodzi o kwestie sporne. Tryptyk poświęcony mojej cudownej osobowości nie był by pełen bez opisów ataków szaleństwa. Dużo śpiewam, płaczę, w ogóle dużo. Cierpię na ataki histerycznego śmiechu i histerycznego strachu przed złem, boję się ludzi, czasami dźwięków, kształtów i siebie samej. W absurdalności swojej zwykłam jednak nazbyt ludziom ufać, idealizować ich wizerunki, wygładzać ich grzechy i wierzyć w uniwersalne człowieczeństwo. Często ulegam więc złudzeniom, co rodzi rozczarowanie i frustrację. Nie zapominam, pielęgnuję w sobie i wykorzystuję. Mszczę się i planuję. Marzę o własnym bębenku i cytrze, o ogródku z malwami, o poczuciu spokoju i spełnienia. Doceniam rzeczy proste, codzienne, powszednie, czasem brzydkie. Lubię patrzeć z fascynacją tam, gdzie inni odwracają twarz, uduchawiać przedmioty, nadawać im znaczenie, kreować, wymyślać i powoływać. Podziwiać porządek świata i robić ze wszystkich dramatów swój własny. Wreszcie użalać się nad sobą, łazić i bezkarnie zatruwać życie tym, którzy jeszcze ostatkiem sił trwają przy mnie i proszą, bym nie zwariowała. Ostatecznie mam poczucie winy że jestem i nie jestem lepsza niż być mogę, że mam rozdwajające się końcówki, że we własnej samoocenie jestem wariatką.
Przeczytałem niedawno ten zapis z bloga Rosmarylullabye ( http://rosmarylullabye.blog.interia.pl ) i czytając go widziałem swoją młodą redaktor, która ma siłę przenosić góry, ale jak Rosmarylullabye nie może odnaleźć swojej drogi. Niby wie, w którą stronę zmierza. Czuje skąd wieje wiatr. Nawet hormon nabrzmiewa do kwitnięcia.
Co jest nie tak ?
Utrata wiary ? Niepewność siły ? Ryzyko odrzucenia ? A może wszystko na raz ?
Dlaczego brak pewności ?
Kiedyś było łatwiej. Wszyscy wkoło mieli niewiele. Trzeba było niemałego wysiłku, aby zdobyć cokolwiek. Dzisiaj nie ma problemu rzeczy. Radio, telewizor, komputer, samochód, mieszkanie są w zasięgu ręki. Nawet gdyby nie było pieniędzy, bo bank czuwa ze swoją ofertą, łatwo jest realizować swoje potrzeby.
To ustanawia wyżej poprzeczkę, bo w społeczeństwie rządzi prawo pierwszych pięciu minut, czyli obraz. Na jego podstawie oceniamy. To są jednak pozory, bo jak naprawdę liczą się wartości. Blichtr prędzej, czy później opadnie i zblednie. Tymczasem prawdziwy talent, umiejętność i pracowitość będą nadal świeciły swoim dawnym blaskiem.
Droga Pani Redaktor, masz w sobie wiele sił. Potencjał jest wysoce dodatni. Uwierz w swoje siły i rozwijaj talenty, którymi Bóg Ciebie obdarzył. Czytaj, oglądaj, pisz. Mój mentor Gustek pisał piękne, choć smutne teksty. Oddawał im całą swoją siłę. Czym więcej jej oddawał tym bardziej niezwykłe tworzył światy i opowiadał historie. Ale czyż łatwo jest przeciętnemu czytelnikowi poznać losy Ulissesa. Na tym polega ten dar, że ludzie wrażliwi niekiedy doznają łaski talentu. O tej chwili mogą go rozwijać by podążać „W poszukiwaniu straconego czasu”. Mogą również oślepieni blichtrem użalać się nad sobą, tracić czas na głupstwa i mieć pretensje do całego świata, nie zauważając posiadanego dobra. Masz ten dar. I zrób z tym coś proszę, bo szkoda by się zmarnowało. Czytaj i pisz. To nie znajomości, ale przekonanie o Twoich możliwościach pozwalają mi kreślić słowa – pisz.
AB 2008.12.16