Warszawka. Kulturowy tygiel. Miasto korporacji. Z tureckimi spelunkami, w których karaluchy są na tyle oswojone, że chadzają między rozłożonymi pufami. Z kawiarniami tak do siebie podobnymi, że zupełnie nie chce się do nich wracać.
Warszawa. Oddychająca minionym. Z ukrytymi w podwórzach Mokotowskiej zabytkowymi kapliczkami. Z magicznymi lokalami, gdzie stali bywalcy powracają z prawdziwą przyjemnością.
Miasto dumne, przyjazne, pełne ciepła i światła.
Niewątpliwie to przedziwne miasto nie podlega jednoznacznej ocenie. Po zamieszkaniu w nim uległam fascynacji i trwam w niesłabnącym uczuciu zakochania. Odkrywam Warszawę poprzez zgłębianie historii jej zabytków, które, co z przykrością ogromną stwierdzam, są mocno zaniedbane. W cyklu „Spacerem po warszawskich placach” zapraszam na pierwszą odsłonę: Plac Trzech Krzyży.
Między trzema złotymi krzyżami
Plac ten powstał na rozstaju dróg w czasach saskich. Około 1724 roku August II Mocny kazał na nim ustawić dwa krzyże, które dawały początek Drodze Kalwaryjskiej. Ta z kolei przekształciła się z biegiem lat w Aleje Ujazdowskie. W 1752 roku, kiedy zostały ukończone prace, mające na celu wybrukowanie ulicy Nowy Świat, oświetlenie miasta oraz uregulowanie ścieków i zaprowadzenie kanałów w ówczesnej Warszawie, na pamiątkę tego wydarzenia Franciszek Bieliński, marszałek wielki koronny, wzniósł na placu posąg świętego Jana Nepomucena, trzymającego w rękach krzyż. Z racji górowania nad placem tych trzech symboli
chrześcijaństwa nazwano go Rozdrożem Złotych Krzyży. Figura świętego Nepomucena to jeden z ukochanych przeze mnie zabytków. Kult tego świętego był bardzo nasilony pod koniec XVII oraz w XVIIII wieku. Święty Nepomucen z Placu Trzech Krzyży był z nim
od początku, jako świadek ciężkiej epidemii cholery w 1825, a w okresie Powstania Warszawskiego stał się cokołem opłakującym złożone pod nim ciała poległych. Jego skromna rzeźba przetrwała na warszawskim placu do dzisiaj.
Plac Trzech Krzyży za panowania Stanisława Augusta Poniatowskiego, uległ częściowemu obudowaniu. W 1787 roku został uznany za plac publiczny i urządzono na nim targowisko. Był on świadkiem triumfalnych powrotów wojsk polskich ze zwycięskich
kampanii, np. w 1815 roku, kiedy to rozstawiono na placu monumentalną bramę powitalną dla żołnierzy powracających z wojen napoleońskich, pod wodzą gen. Wincentego Krasińskiego.
Dzieło mistrza Aignera
Centralne miejsce na placu zajmuje Kościół Świętego Aleksandra. Postawiony został w latach 1818-`25 z projektu Chrystiana Piotra Aignera. Był on votum dziękczynnym za ustanowienie Królestwa Warszawskiego, wzniesionym na cześć nowego króla Polaków – cara Aleksandra I. Przez jakiś czas plac nazywano też imieniem cara.
Zrealizowany projekt Aignera był oparty na klasycystycznych wzorcach. Wzorem dla architekta był włoski Panteon. Budowla miała harmonijny kształt oparty na planie koła, przykryty płaską kopułą, z dwoma portykami po bokach. W latach osiemdziesiątych
XIX wieku ogłoszono konkurs na przebudowę kościoła. Pierwszą nagrodę otrzymał Józef Pius Dziekoński i jego projekt wybrano do wykonania po uwzględnieniu wielu modyfikacji. Wówczas to dodano korpus z dwiema wieżycami, zaś kopule nadano kształt przypominający rzymską bazylikę św. Piotra. Tak więc klasyczne wzory zostały wyparte stylem neorenesansowym.
9. września 1944 roku na kościół spadły pierwsze bomby niemieckie. Bombardowanie trwało do 11 września i zniweczyło głównie zmiany wprowadzone przez Dziekońskiego. Z ruin wyłoniła się klasycystyczna, dziewicza budowla Aignera. W kwietniu 1949 roku rozpoczęto odbudowę świątyni wg projektu arch. Stefana Marzyńskiego.
Mimo bombardowań kościół zachował niektóre drogie sercom Polaków zabytki. Ocalało niewiele, więc tym bardziej należy się nimi cieszyć. Została absyda z ołtarzem głównym projektu Dziekońskiego. Widnieje na nim obraz Anonima z XVIII wieku zatytułowany „Ukrzyżowanie”. Na ołtarzu znajduje się także empirowe cyborium ze złoconego brązu, odlane w 1825 r. u Norblina. Cennymi zabytkami są też epitafium księdza Jakuba Falkowskiego – założyciela zabytkowego Instytutu Głuchoniemych i Ociemniałych, a także przepiękny wizerunek św. Teresy od Dzieciątka Jezus autorstwa Edgara Maxence`a.
Siedząc na podwórcu Instytutu Głuchoniemych przypominam sobie historie zasłyszane i przeczytane. Te związane z oficjalnymi przekazami oraz te mówiące o „życiowych” historiach, których świadkiem były budynki placu. Jak chociażby ta o ślubie polskiego oficera AK, który to został rozgromiony przez gestapo. 90 gości weselnych zostało aresztowanych, pana młodego rozstrzelano, zaś panna młoda trafiła do Oświęcimia.
Udam się teraz jedną z najpiękniejszych ulic polskich Mokotowską, aby tam dalej oddychać minionym i zachwycać się także współczesną Warszawą. Mimo wszystko.
Katarzyna Ośka, 20.05.2009
Źródło: Lileyko Jerzy, Najcenniejsze zabytki Warszawy, Krajowa Agencja Wydawnicza, Warszawa 1989.