Ty skazałeś drogę do miłości, ty, Panie,
Ty zmieniłeś świat swym zmartwychwstaniem.
Ty, Panie, Panie!
Tylko Ty jeden wiesz, co w mym sercu dzieje się ,
Tylko Ty, Panie, tylko Ty.
Ludzie lubią czytać sensacje, dlatego takim powodzeniem cieszą się tabloidy bulwarowe, gdzie roi się od różnego rodzajów skandali. Najczęściej są to rewelacje z życia artystów, modelek, polityków i osób duchownych. Zwłaszcza ostatnio, czasopisma na całym świecie prześcigają się w przekazywaniu brukowych informacji, które często mijają się z prawdą.
Dobrze jest napisać o czymś, co zainteresuje czytelnika, choćby coś takiego jak „Nocnik”
– A. Żuławskiego. Bo czy może być coś ciekawszego od pytania – kim jest Esterka albo od gnojowiska ukazanego w tej książce, pełnej wulgaryzmów, które mają moc przyciągania, bo ludzki ród ma taką słabość, że uwielbia taplać się w błocie? Wszelkie dno ma swoją nieprzebytą głębię, w której można zobaczyć to, co człowieka niespełnionego pociąga najbardziej, gdyż w swym wnętrzu, ten, rzekomy homo sapiens, jest w gruncie rzeczy, pusty i beznadziejny, a kiedy wypatruje dla siebie scenerii niedorzeczności i zła, wpada nie tylko w euforię, ale i w swoiste zapętlenie. Dla większości zbyt duży wysiłek intelektualny kończy się właśnie lekturą z dreszczykiem niskiego lotu emocji. Nawet jeżeli opisane fakty są niepodważalne. Kiedy katolik czyta, że prałaci w Rzymie chodzą nocami do klubów gejowskich i nie ponoszą za to żadnych konsekwencji, to burzy się ze zniesmaczenia . Podobne reakcje wywołują reportaże w dokładny sposób opisujące plebanię od strony sypialni. Afery pedofilskie i homoseksualne kapłanów sprzedaje się najlepiej. Tak już jest, że to, co bulwersuje, spienięża się optymalnie, szczególnie, gdy dotyczy to duchowieństwa.
Mało kto przedstawia szlachetne i godne uwagi postawy. Dlaczego? Nie od dziś wiadomo, że prawe … bywa nudne. A w istocie, wcale tak nie jest. Życie, pełne szczerego blasku w prawdzie, bywa niezwykle interesujące. A tych duszpasterzy, którzy służą z oddaniem swym wiernym, jest zdecydowanie więcej. Co prawda, najczęściej dobrze opisuje się głównie tych, którzy odeszli w zaświaty, będę przekorna i jako przykład przedstawię niezwykle zacnego kapłana z mojej parafii. Znam Go z czasów młodości, kiedy w naszym kościele pracował jako wikary. Krótko zajmował się sprawami parafian, ale wprowadził takie innowacje, że na trwale zapisał się w pamięci swoich podopiecznych. Za Jego staraniem w czasie Mszy Św. występowały młodzieżowe zespoły muzyczne. Organizował letni wypoczynek dla ministrantów i dzieci niepełnosprawnych, które szczególnie szanował i otaczał troską, odwiedzając ich w domach. Przebywał z nimi i obdarzał swym szczególnym ciepłem. Bawił się z nimi, wymyślając różne zabawy. Nie stwarzał dystansu i przez to był bardzo lubiany, mimo że jako wikariusz pracował w katedrze tylko przez pół roku. Z biedniejszymi od siebie dzielił się tym, co miał. Kiedyś odwiedził rodzinę. Przyniósł dzieciom duży blok waniliowej chałwy wedlowskiej, kiedy była ona ogólnie niedostępna. Na jednym z chłopców wywarło to piorunujące wręcz wrażenie, o tym zdarzeniu wspomina do dziś jako dorosły już mężczyzna. I nie było w tym przypadku mowy o tzw. „złym dotyku…”. Była za to radość i wdzięczność tych, których obdarował. Nosił się po spartańsku. Nie wymagał zbyt wiele dla siebie. Znany był z tego, że nie przywiązywał wagi do pieniędzy. Taki pozostał do dzisiaj – skromny, pogodny i życzliwy. Jest taka anegdota – Kiedy odbywał służbę wojskową i przebywał na przepustce w Kielcach, podczas spaceru z kolegą, podeszła do nich Cyganka i zaczęła im wróżyć. Gdy rozłożyła karty najpierw coś tam mówiła o miłości, ale miała jakieś z tym wróżeniem trudności . W końcu wykrztusiła – „- A idźcie, czorty! Ja nawet od was pieniędzy nie chcę. Nic z tych kart nie przeczytałam. Jedno jest pewne. Jesteście strasznie grymaśni w miłości.”
Kim jest ten szczególny kapłan? To ks. Proboszcz kanonik mgr Jan Kazieczko. Ma pod swą pieczą Parafię Św. Jakuba w Szczecinie. Bazylika archikatedralna św. Jakuba jest najważniejszym kościołem w mieście. Ks. Jan przyszedł na świat 21 marca1944 r. w Rodatyczach na Wschodzie. Rodatycze to wieś położona w połowie drogi między Lwowem a granicą polsko – ukraińską. Kiedyś kwitnąca rozwojem, obecnie zaniedbana jest przyczyną nostalgii księdza Jana. Często słyszał o niej od swoich rodziców, którzy po wojnie osiedlili się w wiosce Gajec w okolicach Rzepina i Słubic. Przechowuje pamiątki ze Wschodu – krzyż z części balustrady, jedną cegłę, film i zdjęcia.. Bardzo Go boli, że kościół podupada, a wokół rosną chwasty. Marzeniem Jego jest replika tego kościoła na terenie Zachodniopomorskiego. Na realizację tego ma projekty architektów w języku ukraińskim.
Wierzy, że uda mu się zrealizować ten zamiar. Jak sam zaświadcza, to, że został kapłanem, zawdzięcza swoim bogobojnym i prawym rodzicom. Zapamiętał ojca modlącego się , klęczącego, który po ciężkiej pracy znajdował czas na modlitwę. Wspólnie śpiewane kolędy, to, że był ministrantem, przykład księży i dyrektor szkoły jak i to, że we wczesnym dzieciństwie zachwyciła go przyroda, gdy razem z bratem pasł krowy, szczególnie burza, bo w jej piorunach i grzmotach czuł potęgę Stwórcy, a także różne zdarzenia o symbolicznej wymowie, wszystko to, rodziło powołanie u Niego. Po szkole podstawowej rozpoczął naukę w niższym seminarium w Słupsku, lecz gdy władze komunistyczne zlikwidowały tę szkołę, po dwóch latach wrócił do domu. Po maturze, którą zdobył po ukończeniu liceum ogólnokształcącego w Rzepinie, zdał egzamin na wydział geografii i wychowania fizycznego w SN, skąd wycofał papiery i zgłosił się do seminarium w Gościkowie – Paradyżu. Jako kleryk ma za sobą staż w wojsku. To były dla niego trudne czasy. Do dziś jednak zachował piękne wspomnienia o seminarium. Z wielką estymą ks. Jan wspomina ks. bp. Wilhelma Plutę, który swym autorytetem i wiedzą ukształtował sumienia młodych kleryków. Święcenia przyjął 8 czerwca 1968 r. w Gorzowie i do dziś pamięta słowa ks. Biskupa – „Diabeł będzie z wami walczył i nie wolno pójść na żaden kompromis”. Przypomina sobie też, że w Gorzowie, pewna prawie dziewięćdziesięcioletnia pani, zajmująca się astrologią, powiedziała Mu, że ma wyjątkowy, nieprzeciętny charakter i że kiedyś będzie obracał wielkimi pieniędzmi, ale te nigdy nie będą Jego… I stało się tak – są wielkie pieniądze unijne na obiekt sakralny, które nie są Jego własnością. Jako wikary na pierwszej placówce miał kilka wiosek – Żabno, Dębno, Giżyc, Suchów, do których jeździł motorem. Potem był Kalisz Pomorski, Recz, kościół św. Stanisława Kostki w Szczecinie, gdzie założył oazy. W ten sposób narażał się władzy. Gdy w Zawoi w górach był z młodzieżą w gospodarstwie, młodzież wyskakiwała z okien, kiedy dowiedziała się, że jedzie milicja. Prowadzenie oazy w tamtych czasach było aktem odwagi. Pośród licznych parafii były także Siekierki.
„W kościele w Łysogórkach Pan Jezus był więziony w zamkniętym kościele ponad rok. Powstał konflikt. Biskup posłał mnie, by załagodzić ten konflikt. Ludzie byli uparci i nie można było dogadać się. Zacząłem stosować jakieś sposoby: obraz Matki Boskiej wędrował od domu do domu, puściłem ludziom film o Fatimie…Zyskiwałem powoli jakieś stopniowe uznanie, lecz kilka rodzin postanowiło, że kościoła nie otworzą! Sytuacja niedopuszczalna… I wtedy po raz pierwszy poprosiłem kolegów karateków, w tym ks. P. Kozieła – karateków z czarnymi pasami. Ludzie zapowiedzieli, że będą bronić tego kościoła z łomami i kijami. Zorganizowałem misje… Zrobiliśmy ogromny ołtarz naprzeciw drzwi kościoła…W czasie litanii do Matki Bożej, pokazują mi, że pierwsze drzwi otwarte!… Za chwilę drugie drzwi… I zaczęła się całonocna adoracja ekspiacyjna, przebłagalna… ” – opowiada o tych czasach często i z przejęciem ks. Jan, który już w tym czasie ćwiczył karate – „ Sport ten uprawiam tylko dla utrzymania kondycji osobistej. Kiedy boli mnie głowa ( dodam, że nie biorę żadnych tabletek)…, idę na trening i po treningu jestem jak nowonarodzony”. 03.07.20008 Polski Związek Karate potwierdza, że Jan Kazieczko posiada stopień mistrzowski III Dan.
Ks. Jan był także wikariuszem parafii Królowej Korony Polskiej w Szczecinie. Interesowała się Nim władza komunistyczna, pisali na Niego do ks. Biskupa, wielokrotnie był wzywany na milicję, m.in. za to, że wysłał powiadomienia o Misjach Świętych. Kolejne parafie to: na Niebuszewie, w katedrze i w kościele rektorskim na Głębokiem, gdzie starał się o rozpoczęcie budowy kościoła. Na placu, który wskazał, stoi dziś kościół. Kiedy poprosił Urząd o autobusy na spotkanie z papieżem, dano Mu obietnicę, której nie spełniono. Pewnego razu od pracownika SB usłyszał : „Tu mi kaktus wyrośnie, jak ksiądz zostanie kiedyś proboszczem.” Bóg sprawił, że później został proboszczem najważniejszej parafii w Szczecinie. Przed proboszczowaniem w katedrze był proboszczem w Policach. Wszedł do Kaplicy, do której należało 28 000 parafian. W 1991 r. do Komunii przystąpiło – 872 dzieci …Ks. Jan tak relacjonuje swoje początki pobytu w tej parafii – „Nie mogłem nawet spać spokojnie, bo tak dokładnie spakowałem się z Siekierek, że wziąłem do jednego z kartonów ze dwie myszy. Całe noce mnie gryzły, piszczały i tak z nimi rozpocząłem posługę w Policach…” Tam rozpoczął budowę kościoła. Zaproponował budowę dolnego kościoła, gdzie powstało ogromne podziemne baptysterium. Ta świątynia powstawała metodą gospodarczą. W nowym domu parafialnym powstała kawiarenka .
W 1999 r. z polecenia Arcybiskupa Mariana Kamińskiego zostaje proboszczem katedry szczecińskiej. Jest to jedna z najtrudniejszych parafii w Jego życiu kapłańskim. Dużo w niej zrobił, lecz mimo że ma czterdzieści lat kapłaństwa, to nie czuje się w pełni proboszczem, ciągle od kogoś jest zależny. Przejął probostwo ze sporym zadłużeniem. Zaczął od spłaty długu i rozbudowy domu parafialnego. Postarał się o nabycie terenu przy katedrze dla parafii. Dzięki Jego inicjatywie powstały nowe organy światowej klasy. W podziemiach historycznych nowej kanonii proboszcz planuje utworzenie pięknej kawiarni. Dzięki Niemu poprawiono i rozszerzono rekonstrukcję wieży, a także postawiono nowe organy o klasie światowej, zostanie również odtworzona sygnaturka. . Teraz odbywają się dzięki nim koncerty organowe w wykonaniu sław muzycznych. Do tego wszystkiego należy zaliczyć nową posadzkę w kościele i nowe oświetlenie. Jako magister teologii troszczy się o młodzież. Wygłasza realistyczne i pouczające homilie. Każdemu życzy, by odkrył obecność Boga w swoim życiu i dziwi się, że człowiek nie potrafi korzystać z daru rozumu. Ks. Jan Kazieczko bywał uczestnikiem pielgrzymek na Jasną Górę. Znany był z tego, że pielgrzymował boso i przyznaje, że nie można przejść boso bez cierpienia. Pielgrzymowanie było dla niego wyrzeczeniem i modlitwą za innych. Zaowocowało to przedstawieniem Go Ojcu Świętemu w katedrze św. Jakuba Ap. – 11 czerwca 1987 r. Przybliżyłam najważniejsze fakty z życia jednego, wyjątkowego kapłana.
W czasie spotkania z okazji ostatniego odpustu wystąpił razem z kapelą – „Fala Lwowska” w przebraniu baciara, wzbudzając tym sporo pozytywnych emocji. Znany jest z poczucia humoru. Bezpośredni i szczery, zawsze otoczony jest gronem ludzi, którzy cenią Go za Jego dokonania. Nie wszystkie Jego zalety zdołałam tu wymienić . Wspomnę jeszcze tylko jedną, chyba najważniejszą – Miłość, która wyraża się pogodą ducha, dobrocią, serdecznością i życzliwością do wszystkich, zwłaszcza potrzebujących. Jego jadalnia w plebanii jest otwarta dla wielu…
Został Honorowym Obywatelem Polic, a niedawno otrzymał złotą Odznakę Honorową Gryfa Zachodniopomorskiego.
Jak dobrze, że jest taki kapłan…
Z książki o Nim, opracowanej przez Jego wikariuszy : ks. Piotra Leśniaka, ks. Macieja Pliszki i ks. Artura Razmusa – „Podminowany optymistycznie” kilka odpowiedzi księdza Jana :
„…Lubię filmy realistyczne. Nie lubię fantastyki, czegoś wyssanego z palca….”
Na pytanie – czy ma jakąś przyjaźń …:
– „ Nie. Wiele spraw lubię rozwiązywać sam. Żeby tak pójść się zwierzać komuś…? Mam do wielu zaufanie, ale tak żeby w 100 % ? Nawet nie próbuję takich zażyłości.”
„Proszę Boga, żebym był na śmierć przygotowany, żeby Pan Bóg dał mi w ostatniej godzinie możliwość spowiedzi, pojednania.”
Krystyna Jadamska – Rozkrut 2010.08.07