W czasach, kiedy na świecie nie było jeszcze ludzi, na terenach lesistych i pełnych wzgórz, mieszkał w sobie ŁOŚ. ŁOŚ jak ŁOŚ, miał grube futro, które chroniło go przed mrozem, krótką, mocną szyję i piękne, ogromne poroże. Ale był bardzo
smutny, bo nie miał żadnych przyjaciół. Inne ŁOSie nie chciały z nim przebywać, a nawet śmiały się z niego, gdyż uważały go za gorszego od nich samych. ŁOŚ bowiem był… niebieski. Taki już się urodził i nie mógł nic na to poradzić. Codziennie kąpał się w
leśnym jeziorku, wcierał w swoje futro tajemnicze zioła, chodził nawet wcześnie spać w nadziei, że to mu pomoże i że będzie miał kolor jak inne ŁOSie. Niestety, żadne zabiegi nie pomagały i ŁOŚ zmuszony był pogodzić się ze swoim wyglądem, choć nigdy go nie polubił.
Pewnego dnia miał już dosyć przykrych słów, jakie słyszał od innych ŁOSi i postanowił wyprowadzić się ze swojego lasu. Zebrał dużo owoców leśnych, zwłaszcza jagód, które uwielbiał, zapakował to wszystko do specjalnego worka i wyruszył. Właściwie to ŁOŚ sam nie wiedział dokąd iść. Chciał tylko znaleźć się jak najdalej od złośliwego śmiechu i przykrych słów. Okolica, którą
wędrował stawała się coraz bardziej mu nieznajoma – ŁOŚ nigdy nie zapuszczał się tak daleko. Dookoła rosły dziwne drzewa z powyginanymi gałęziami, niektóre miały kolorowe, niebieskie i czerwone owoce, ale ŁOŚ ich nie jadł, bo mogły być trujące – przecież ich nie znał. Inne rośliny pokrywały się na noc delikatnym, białym puszkiem, który znikał wcześnie rano. ŁOŚ wędrował w dzień, a spać kładł się przeważnie razem z zachodem słońca – dzięki temu mógł wstać wcześnie rano i był wypoczęty i
rześki. Starał się nikogo nie spotykać, ale nie było to takie proste, bo las był pełen mieszkańców.
Pewnego razu napotkał na drodze małe, rude zwierzątko.
– Dzień dobry! – odezwał się przyjaźnie. – Czy możesz mi powiedzieć, w jakiej okolicy jestem?
Zwierzątko spojrzało do góry bystrymi oczkami i już chciało odpowiedzieć, gdy nagle zaczęło się głośno śmiać. Śmiało się tak bardzo, że mu się trzęsły małe uszka.
– Dlaczego się śmiejesz? – spytał zdziwiony ŁOŚ.
– Bo ty… ha, ha! Ty jesteś… ha… ha…!
– Jaki jestem? – ŁOŚ poczuł, że zaczyna rozumieć powód rozbawienia zwierzątka.
– Ty jesteś ŁOŚ! Niebieski! – stworzonko nie mogło przestać się śmiać.
– No i co z tego? Niebieski to kolor jak każdy inny. Ty na przykład jesteś rudy, a ja się z ciebie nie śmieję.
– Ale wszystkie wiewiórki są rude, a ja jeszcze nigdy nie widziałem niebieskiego łosia! Jesteś taki śmieszny! Ha, ha! – zwierzątko trzymało się za brzuch i nie mogło przestać śmiać.
Urażony ŁOŚ odszedł. Było mu bardzo przykro, że wiewiórka nie potrafiła go zaakceptować, że śmiała się z jego wyglądu. Przecież to nie wina Łosia, że był niebieski! On sam też wolałby mieć piękne, brązowe, lśniące futro, jak inne łosie. Ze smutnie zwieszoną głową poszedł dalej.
Wędrował przez wiele dni i nocy, od czasu do czasu spotykał jakieś zwierzęta, duże i małe. Za każdym razem jednak odchodził, bo te spotkania sprawiały mu przykrość. Leśnym stworzeniom nie podobał się niebieski ŁOŚ, był inny niż łosie, które dotychczas znały, nie wiedziały, że jest miły i dobry.
Śmiały się z niego tak jak wiewiórka albo były dla niego niemiłe. Niektóre chciały mu zrobić krzywdę i ŁOŚ musiał ratować się ucieczką. A przecież uciekł ze swojego lasu, bo tam też go wyśmiewano, pragnął tylko spokoju. Pewnego dnia pomyślał, że chyba cały świat go nienawidzi i zrobiło mu się bardzo, bardzo smutno.
– Jak mam żyć w spokoju, skoro nikt mnie nie lubi? – zastanawiał się. – Czy ktoś zaakceptuje mnie takiego, jakim jestem? Tak bardzo chciałby mieć chociaż jednego przyjaciela!
Tymczasem zapadała powoli noc, lecz ŁOŚ, pogrążony w rozmyślaniach, nie zauważał tego. Robiło się coraz ciemniej i czas było już pomyśleć nad miejscem do spania, mimo to ŁOŚ szedł dalej. Nagle spostrzegł, że właściwie nic już nie widzi.
Postanowił zatrzymać się, lecz nagle jego nogi nie natrafiły na twardy grunt i ŁOŚ zaczął spadać. Kiedy otrząsnął się z oszołomienia, leżał w jakimś dole, lecz nic nie widział, poza tym bardzo bolało go jedno kopyto. Zmęczony, zasnął. Kiedy się obudził nie mógł zrozumieć, dlaczego leży w głębokim dole i boli go noga. Gdy przypomniał sobie nocne wydarzenia, przestraszył się. Był sam w obcym lesie, wszystkie zapasy wysypały się w
piasek, nie potrafił wyjść, bo dół był bardzo głęboko, a nawet gdyby nie był, to i tak ŁOŚ nie mógł ruszyć chorą nogą. Co się z nim teraz stanie? Był przerażony chciało mu się płakać.
Mijały godziny, a ŁOŚ wciąż leżał w dole. Noga bardzo mu spuchła i pomyślał, że jeśli szybko ktoś mu nie pomoże, to nie będzie mógł chodzić. Nagle, pod wieczór, usłyszał nad sobą jakiś szelest. Za chwilę gruby, donośny głos zawołał:
– Hop, hop! Czy jest tam ktoś?!
ŁOŚ bardzo się ucieszył – wreszcie ktoś mu pomoże!
– Tak, jestem tutaj na dole! Czy możesz mnie jakoś stąd wyciągnąć?
– A kim jesteś? – spytał głos. – Bo ja jestem niedźwiedziem.
– Jestem ŁOSiem, w nocy nie zauważyłem tego dołu i wpadłem.
Przez moment nie było słychać żadnego odgłosu i ŁOŚ stwierdził, że miś się rozmyślił i nie pomoże mu. Ale o chwili niedźwiedź odezwał się:
– ŁOSiu, poczekaj chwilę, zawołam kogoś, kto by mi pomógł wydostać cię. Zaraz wracam.
Nasz bohater z wdzięcznością przyjął słowa misia i czekał.
Tymczasem mijały minuty, a nikt się nie pojawiał. Wreszcie po godzinie ŁOŚ znowu usłyszał nad sobą szelest.
– Czy to ty, niedźwiedziu? – spytał.
– Niedźwiedź ci nie pomoże – usłyszał cienki, piskliwy i znajomy głosik. – Spotkałem go i powiedziałem, że jesteś niebieski i groźny. Ha, ha! Niedźwiedzie są takie głupie i łatwowierne!
ŁOŚ poznał po głosie, że mówiła do niego ta sama wiewiórka, którą spotkał po drodze.
– Dlaczego to zrobiłeś?! – krzyknął rozzłoszczony ŁOŚ. – On chciał mi pomóc!
– Nie lubię dużych zwierząt i tobie nikt nie pomoże, postaram się o to! – to powiedziawszy, zła wiewiórka odeszła, a ŁOŚ ponownie został sam. Znów nadchodziła noc, a on ciągle był sam.
Zasnął.
Kiedy się obudził, w lesie panowała głęboka cisza, było ciemno. Łosia bolała bardzo noga, nie wiedział, co ma zrobić.
Nagle usłyszał obok siebie dziwne odgłosy – jakby syczenie.
Zdziwił się, bo był przekonany, że oprócz niego nie ma nikogo w dole. Wtem ujrzał przed sobą wiele żółtych, groźnie patrzących oczu. „To żmije! – pomyślał przestraszony – ukąszą mnie!”. Był przerażony, żmije zbliżały się do niego, groźnie sycząc.
Wiedział, że nikt go nie usłyszy, a pomimo tego zaczął krzyczeć i wzywać pomocy. Niestety, ŁOŚ był bardzo słaby i poczuł, że zaraz zemdleje z braku sił i głodu – przecież od dwóch dni nic nie jadł! Tuż przed utratą przytomności zdążył jednak zauważyć jakiś cień, jakby ktoś wskakiwał do dołu, w którym leżał.
Apotem była tylko ciemność.
Gdy ŁOŚ się ocknął, zobaczył nad sobą błękitne niebo, bez ani jednej chmurki. Pomyślał, że to musi być na pewno sen, bo przecież on wpadł do dołu i nie mógł się wydostać. Ale zaraz pomyślał, że we śnie nie czułby zapachu jagód, które tak lubił.
Podniósł głowę i zobaczył przy sobie dziwne stworzenie.
– Wyspałeś się? – pytało stworzenie.
– Tak – odparł ŁOŚ. – Ale kim Ty jesteś? Jeśli się nie mylę, to ty uratowałeś mnie przed żmijami.
Stworzenie kiwnęło głową:
– Tak. I opatrzyłem ci nogę, bo jesteś lekko ranny.
ŁOŚ spojrzał na swojego wybawcę zdziwionym wzrokiem. Wyglądał jak trochę przerośnięty żółw i chodził na tylnych nogach. Ale żółwie są przeważnie zielone, a on był… niebieski! Dokładnie tak samo jak on sam! ŁOŚ najpierw ucieszył się bardzo swoim odkryciem, ale zaraz posmutniał.
– Czy coś się stało? – zapytał Żółw. – Myślałem, że cieszysz się, że nic ci się nie stało.
– Owszem, bardzo się cieszę i jestem ci ogromnie wdzięczny, ale jeszcze nikt nie był dla mnie taki miły. Wszyscy zawsze wyśmiewali się ze mnie, bo jestem niebieski, a inne ŁOSie brązowe.
– Znam ten ból, bo – jak widzisz – ja też nie jestem zwykłym, zielonym żółwiem. Ale wygląd zewnętrzny nie jest dla mnie ważny, dlatego tu siedzę i nie odchodzę.
– Bałem się, że pójdziesz sobie i znowu zostanę sam – powiedział ŁOŚ.
Żółw spojrzał na ŁOSia z uśmiechem i zaproponował:
– A może chciałbyś pójść mną do Ciepłych Źródeł? Tam nie ma dużo zwierząt, a te, które są, nie wyśmiewają się z nikogo. To moje ulubione miejsce, myślę, że ci się spodoba. Znalazłem tam wielu przyjaciół.
ŁOŚ popatrzył na nowego znajomego i pomyślał, że on też właśnie znalazł PRZYJACIELA.
Bajka zaczerpnięta z sewisu www.milosnicy.pl
Mam 20 lat i mieszkam w Łodzi, mam na imię Magdalena. Kocham ŁOSie od kilku lat. Jeżdżę z dzieciakami na kolonie i podczas jednego z takich wyjazdów wracaliśmy nocą przez las do obozu, miałam małe dziewczynki, które bardzo się bały.
Żeby je uspokoić, opowiedziałam im wymyśloną na poczekaniu bajkę – właśnie tę o niebieskim ŁOSiu. Potem chłopak namówił mnie, żebym ją spisała i teraz przesyłam Wam 🙂 Mam nadzieję, że się choć trochę spodoba. Pozdrawiam ŁOSiowo – Madzia