HUCUŁA POZNAĆ PO STROJU
Na sznurku wisiały koszule. Proste, białe, z długim rękawem i niewysoką stójką. Ich środkiem biegł kolorowy wzór – romby, które przypominały szlaczki w zeszycie pierwszoklasisty. „Kelnerskie ubranie” – pomyślałam, jako że koszule schły na tyłach regionalnej, drewnianej restauracji z ogromnym grillem po środku. Jakież było moje, ignorantki, zdziwienie, gdy wieczorem przed tą samą restauracją ujrzałam taki oto obrazek:
Panna młoda w przepięknej, bogatej, białej sukni, wchodziła do środka walcząc z plączącym się pod nogami trenem. Taka suknia to marzenie każdej dziewczynki wychowanej na bajce o Kopciuszku, a może na filmie Disneya? Ale gdzie jest pan młody, ten szczęśliwy wybranek i książę na białym koniu? Białego konia nie było. Tuż za panną młodą podążał za to młodzieniec ubrany w białe spodnie, białe lakierki i… białą koszulę ze szlaczkiem w kształcie rombów. Tak, to był pan młody.
Kultura huculska nie jest żywa wyłącznie na festynach, obrazkach i w postaci ludowych lalek. Ale w ludziach, których przodkowie od wieków zamieszkiwali część Karpat Wschodnich, tam gdzie dziś jest Ukraina i Rumunia, tam, gdzie kiedyś była Polska, tam, gdzie „szumi Prut i Czeremosz”. >br>
Hucuła poznać można właśnie po stroju. „Strój ma być ściśle podług zwyczaju. Przebierać się w inne obce, zmieniać strój jak jakiś inny, nie swój, to ohyda, to zmienić skórę, to jakby oskubać koguta do golizny i nalepić mu wrogie piórka. Ale strój każdy ma być trochę inny, osobliwy. Bo kogut nie wrona” – pisał Stanisław Vincez, uważny obserwator huculskiej tradycji.
Biała koszula, czerwone spodnie, gruby pas i kierpce – po tym można poznać Hucuła. Do dziś taki strój z dumą noszony jest podczas ważnych uroczystości, świąt, wesel i pogrzebów. Bo Huculi to barwny lud. Z własnymi wierzeniami, legendami, obrzędami! Lud wolny i ze swej wolności niesłychanie dumny. Lud niesłychanie gościnny i żyjący w myśl zasady, że „Jesteśmy tylko gośćmi na tym świecie, więc powinniśmy jeść, pić i bawić się jak najczęściej”. Bawiono się więc chętnie i często, a za pretekst służyły kościelne święta. Ruszmy zatem śladem huculskiego kalendarza, obrzędów, świąt i zabawy.
JORDAN
To jedno z dwunastu najważniejszych świąt w kościele wschodnim i jedno z najbarwniejszych. Obchodzi się je 6 lub 19 stycznia (w zależności do kalendarza). Tak o tym obrzędzie pisała Zofia Kossak: „Na zamarzniętej tafli jeziora czy stawu rąbano szeroką przerębel. Wydobyte bryły lodu służyły do budowy ołtarza, migocącego w słońcu, jakby był z kryształu (…) Z cerkwi wychodziła procesja barwna, tłumna, chorągwiana (…). Kiedy święcenie wody zbliża się do końca, baby poczynają chichotać, dziewczęta, niby to zawstydzone, zasłaniają twarze, lecz spod zapasek ciekawie zerkają. Bo gdy pop uczyni ostatni znak krzyża nad wodą, parobek jeden, drugi, trzeci, szósty, dziesiąty… zrzucają odzienie, wyskakują z butów i buch! – do przerębli (…). Teraz starsi gospodarze, zachęceni przykładem młodych, skaczą również w przerębel, rozumiejąc, że tą kąpielą osiągną cel podwójny: uczczą Chrystusa Pana i zapewnią sobie na rok zdrowia”.
Dziś mało kto skacze do przerębla, bo i zimy mniej srogie, ale wodę poświęconą w buteleczce do domu zabierają wszyscy, ma bowiem uzdrawiającą moc.
WIELKANOC
Ferdynand Ossendowski wspominał: „Jak okiem sięgnąć, przez bory, łąki i góry, po polach i po bezdrożu idą i jadą konno gazdowie i kobiety, obładowane ciężkimi worami – besahami odziedziczonemi, sądząc, z nazwy po Tatarach”. Gdzie zmierzali? Ano do cerkwi, święcić jajka na Wielkanoc. A była to cała wyprawa. Gospodarstwa domowe rozsiane były w dużej od siebie odległości, do cerkwi także nie było blisko. Na co te wory? Ano po pierwsze na ubrania, w brudnym stroju do cerkwi wejść nie wypada, a wiadomo, że po takiej wędrówce człowiek i upocony i ubłocony. Po drugie zaś na pokarmy. A tych było niemało. Po pierwsze paska, którą dziś zastępuje kołacz (ugotowany w maśle duży obwarzanek z sera), którą dzielą się Huculi między sobą i ze zwierzętami (wszak to także stworzenie boże). Po drugie: korzeń chrzanu, czosnek, kiełbasa, słonina, ser, jaja, masło. Nie może rzecz jasna zabraknąć tu pisanek.
Dla Hucułów pisanka to rzecz niemalże kultowa (w Kołomyji otwarto niedawno muzeum pisanek w kształcie… jajka właśnie). Nic dziwnego. Wszak jedna z huculskich legend mówi, że świat powstał z jajka, a istnieje dzięki Słońcu. To przedstawiane jest w postaci Żar-Ptaka, który za pomocą jednego pióra potrafił oświecić cały świat. Okrutny czarownik, Zimowy Chłód, postanowił to pióro wykraść, sprytny ptak zaś znosi złote jajo, które jest źródłem światła i ciepła.
Nie tylko pisanki przezorni Huculi przygotowują przed Wielkanocą. Przed wyjściem z domu ostrzy się noże, siekiery i kosy. Tego dnia bowiem żelazo nabiera szczególnej mocy, która jest w stanie przepędzić złe duchy.
Nabożeństwo dobiega końca, a Huculi spakowawszy wiktuały do worków, idą… na cmentarz. Czcić będą zmartwychwstanie Chrystusa razem ze zmarłymi. Żaden chyba lud nie szanuje swoich zmarłych tak jak oni (stypę odprawiają aż czterokrotnie –w dniu pogrzebu, pięć dni po pogrzebie, po sześciu miesiącach oraz w rocznicę).
A potem, już po powrocie do domu, zaczynają się tańce! I to nie byle jakie tańce, bowiem są specjalne figury zarezerwowane tylko na okoliczność Wielkiej Nocy: „prosta łoza”, czyli przeskakiwanie w rozkroku ponad plecami towarzysza czy „dzwonnica” – gra na trembcie (długa, drewniana trąba wykorzystywana tylko podczas szczególnych uroczystości), gdy stoi się na ramionach partnera. Tak oto Huculi świętują Wielkanoc.
ŚWIĘTO KUPAŁY
Noc z 20 na 21 czerwca (u grekokatolików) bądź z 4 na 5 lipca (w kalendarzu prawosławnym) obrosła już legendą nie tylko w huculskiej tradycji. To noc rozpusty, zabawy, orgii, apogeum witalności i najkrótsza noc w roku. To wtedy dziewczęta zbierają zioła i plotą wianki, a chłopcy szukają legendarnego kwiatu paproci. Wieczorem zaś wszyscy spotykają się przy wspólnym ognisku, aby tańczyć, śpiewać i… nawiązywać romanse, choćby na tą jedną noc.
Dziewczęta przygotowują słomianą kukłę – Marzenę, chłopcy – Kupałę. Kupajło i Marzena odpowiadają dwóm żywiołom, które tej nocy łączą się w jedno – ogniowi i wodzie. Chłopcy próbują wkraść panienkom Marzenę, zabawy i śmiechu jest przy tym co nie miara. A gdy już im się to uda, dziewczęta jak najszybciej musza zrobić drugą kukłę i utopić ją w rzece, oddając hołd wodnym mocom tego świat.
Tak o to bawią się młodzi w tą noc pełną cudów.
DZIADOWE ŚWIĘTO
Aż trzy razy do roku Huculi czczą swoich zmarłych podczas Dziadowego Święta, zwanego też Dziadową Sobotą. Po raz pierwszy w Wielką Sobotę (o czym była już mowa przy okazji Wielkanocy) i przed tak zwaną letnią i jesienną Bogurodzicą (czyli Świętem Matki Boskiej Zielnej, kiedy to kończy się wypas bydła i świętem Matki Boskiej Siewnej, kiedy kończy się wypas owiec). Wtedy to Huculi idą po mszy na cmentarz, aby wspominać zmarłych. Nie szczędzą przy tym jedzenia i napojów, które spożywają wprost na grobach.
Stanisław Vincez tak opisywał to święto: „Siadają ludzie w sobotę diodową naokoło grobów, na podwórcu cerkiewnym, kładą na grobach kołacze poświęcone, miodowniki z gorejącymi świeczkami woskowymi i dzbany z mlekiem. I zapraszają gości, częstują. Proszą Boga, aby ich chęć dobrą położył przed dusze zmarłych. Spożywają razem z gośćmi, wciąż wspominają zmarłych, cieszą się pogodą wiosenną, cieszą się słonkiem”.
Ot, rozrywkowy to naród.
BOŻE NARODZENIE
To czas szczególny, magiczny, a sama Wigilia nazywana jest przez Hucułów „tajemną wieczerzą”. Dlaczego? Ferdynand Antoni Ossendowski tak to tłumaczy: „Huculska willa – to wieczerza tajemna i straszna, gdy przy stole z rodziną gazdy zasiadają cienie jego przodków – tych nawet, którzy z rzymskim walczyli legionami”. W taką noc nie może się obyć bez magii i czarów. Bo choć na stole stoi dwanaście potrwa, a pod obrusem schowane jest sianko, to atmosfera panuje tam inna niż u nas.
Zanim goście zasiądą do wigilijnego stołu gazda wychodzi ze świąteczną strawą na podwórze i dzieli się nie tylko ze wszystkimi żyjącymi stworzeniami, ale także z duchami tych, którzy już dawno odeszli i prosi ich, aby w najbliższym roku zostawili jego rodzinę w spokoju. Z tego samego powodu przed rozpoczęciem kolacji odmawia modlitwę za duszę zmarłych. A ponieważ ci wraz z rodziną zasiadają do wigilijnego stołu, przed usiądnięciem dmucha się na krzesło, aby… przypadkiem nie zgnieść ducha.
Następnego dnia wszyscy spotykają się w cerkwi na tzw. zborze, a po mszy w wieś ruszają kolędnicy. O nie, nie każdy może zostać kolędnikiem. Wyróżnienie to szczególne, a samo kolędowanie odbywa się w wybranej wcześniej przez kolędników chacie. Zaszczyt to ogromny, nie dziwi więc, że gazda nie szczędzi środków, jedzenia i napojów, by kolędników ugościć. Gdy już wszyscy, wieś cała, w chacie się zbiorą, rozpoczyna się kolęda. Na sygnał dany dzwonkiem przez dowódcę kolędnicy zdobywają chatę i zasiadają za stołem śpiewają kolędy. Inną dla każdego: dla panien, mężatek i gazdów. Gdy skończy się śpiewanie, gospodarz otwiera drzwi chaty i zaprasza gości, których nie rad jest widzieć w ciągu roku – duchy.
I tego dnia nie może się obyć bez tańców i jak to w tradycji huculskiej bywa tańce to szczególne. Pisał Vincenz: „I wówczas starcy co pamiętali dawny obyczaj, brali się za ręce po dwóch, to w skokach naprzód , to w nagłych zwrotach wstecz, to w przysiadach. Atakowali jednego po drugim obecnych, wzywając pieśnią, aby dał za pląs pieniądze na cerkiew. Lecz wkrótce młodzi pląsarze zamieniali starszych. Bo każdy z obecnych wiedział, nawet dziecko każde wiedziało, że ma to być próba wytrzymałości pląsarzy, czy długo i wytrwale potrafią tak skakać i przysiadać, pląsać i śpiewać równocześnie, na to aby wydusić pieniądze. I każdy, choć trzymał pieniądze przygotowane w garści, starał się wytrzymać pląsarzy jak najdłużej”.
I choć wiele z tych wspaniałych, barwnych rytuałów odeszło do przeszłości, to prawdziwy Hucuł zawróci samochodem, gdy zobaczy kobietę niosąca puste wiadra, zapali światło w stodole, ale dobrze zamknie ją na skobel, aby się duchy nie dostały i założy białą koszulę przewiązaną czerwonym pasem na swoje wesele.
Paulina Sygnatowicz, 3.09.2009
Wszystkie cytaty za: Jarosław Gawlik, „Osobliwości Huculszczyzny”, Libra 2005.