W samej Trójwsi stringami nikt się aż tak nie fascynuje, koronczarki cieszą się z zysku, to oczywiste, ale są i takie, które stringów nie robią, a ich prace to najpiękniejsze w regionie arcydzieła. Tu nikt nie mówi, że tworzy koronkę, ale że „hekluje”. Heklują kobiety w różnym wieku, babcie uczą córki i wnuczki, organizowane są także warsztaty promujące sztukę ludową, podczas których można próbować nauczyć się heklowania. Koniaków czy Istebna tym żyje, to stąd pochodzą mistrzynie koronczarstwa.
Zuzanna Gwarek od 1962 roku prowadzi we własnym domu Izbę Pamięci Marii Gwarek, jednej z najznakomitszych koronczarek koniakowskich. Dba o zachowanie unikatowych wzorów, zwłaszcza niedokończonej koronki dla królowej angielskiej Elżbiety II. Podczas zwiedzania oprowadza gości w pięknej gwarze, przekazując historię koronkarstwa i tradycje tej ziemi. Do grona najbardziej uznanych mistrzyń heklowania należała także Helena Kamieniarz, która po zakończeniu wojny doskonaliła swój warsztat właśnie pod okiem Marii Gwarkowej. Brała ona udział w wielu wystawach i konkursach, zdobywając nagrody i wyróżnienia. Swoją pasję i miłość do tradycji połączyła z popularyzowaniem kultury regionu.
Istotą koronek koniakowskich, posiadających swój specyficzny charakter, są motywy roślinne. Spod zwinnych rąk koronczarek niemal w mgnieniu oka wychodzą kwiatki, pikotki, strupki… Każdy motyw jest wykonywany oddzielnie, dopiero później zostają one ze sobą połączone za pomocą różnych pajączków, kółek czy wzorów geometrycznych. Wykonywane są najczęściej z białych lub kremowych nici, tzw. kordonku. Zdobiąc niegdyś regionalne stroje, usamodzielniły się w różnych rozmiarów i kształtów serwety, obrusy oraz konfekcje. Zachwycając swą niepowtarzalnością i misternym wykonaniem, stały się dekoracją wielu wnętrz, a koronkowe kreacje subtelnie podkreślają kobiecą urodę. Oprócz różnorodnych serwetek koronczarki tworzą: kołnierzyki, mankiety, obrusy, rękawiczki, bluzki, spódnice, a nawet czapki, kapelusze i suknie ślubne. Wystarczy mieć pomysł i… talent.
Beata Legierska, młoda koronczarka z Istebnej Andziołówki, taki talent ma. Małgorzata Kiereś, etnograf, dyrektor Muzeum Beskidzkiego w Wiśle w swej pracy Strój ludowy górali Istebnej, Jaworzynki, Koniakowa nazywa ją nawet „współczesną mistrzynią” wykonywania czepców. Zaczęło się niewinnie, jeszcze w dzieciństwie, od kilku zrobionych przez panią Beatę serwetek, ot tak, by sprzedać i zarobić na cukierki… Ale pewnego dnia trafiła jej do rąk podniszczona koronka Marii Gwarkowej, koronka z cieniutkich nitek. Beata Legierska postanowiła, że ją naprawi, ale by to zrobić, musiała poznać różne, już nawet zapomniane, techniki. Od tego momentu zaczęła zbierać wzory naczółków czepców, technik uczyła się od starszych kobiet, dzięki temu po ich śmierci dawne sposoby wykonywania koronek nie uległy zapomnieniu. Co istotne, pani Beata hekluje nićmi o numerze 100 (im większy numer, tym nić cieńsza, większość koronczarek hekluje 50 lub 60), które sprowadza z zagranicy. „Beata Legierska nie tylko odtwarza, ale jest także kreatywna” – mówi Agnieszka Macoszek, etnograf z Muzeum Beskidzkiego, która, wspólnie z panią Legierską, napisała projekt do wojewódzkiego urzędu marszałkowskiego. Projekt obronił się, a pani Beata dostała stypendium na upowszechnianie, popularyzację i dokumentację wzorów koniakowskiej koronki.
Stypendium obejmuje czas od początku kwietnia do końca sierpnia bieżącego roku. W praktyce podczas projektu pani Beata zajmuje się naprawą zniszczonych czepców należących do zbiorów muzeum, prowadzi tam lekcje muzealne, podczas których opowiada o historii koronczarstwa w Koniakowie i okolicy, pokazuje także techniki spoza regionu: igiełkową oraz teneryfową (koluszka), jej zadaniem jest również odtworzenie wzorów czepców, sporządzenie słownika obejmującego nazwy poszczególnych elementów wzorów oraz przygotowanie wystawy.
W naszych rozważaniach o koronce pozostaje jeszcze kwestia podejścia do niej jako do produktu. Można się z tym zgadzać albo nie, lecz koniakowskie koronczarki chronią swoje wyroby. Zawsze tak było. Matka przekazywała swą wiedzę córce, córka znów swojej córce, ale nie dalej, nie poza rodzinę. I nie ma się właściwie czemu dziwić. Jeśli kobieta szła ze swymi wyrobami na targ z Koniakowa aż do Wisły, nie sprzedała swej wiedzy byle komu. Ta wiedza dawała jej bowiem chleb, o który było przecież ciężko. Pozwalając na to, by wiedza wyszła poza dom, sama doprosiłaby się konkurencji, więc raczej starała się tego uniknąć. Ważną rolę odgrywa tu współcześnie także marka. Jeśli jestem koniakowską koronczarką i przekażę swą wiedzę komuś spoza Koniakowa, muszę się liczyć z tym, że zaraz te koronki będą nazywane inaczej lub będą robione gorzej, ale wciąż pod szyldem koniakowskich, a jest to pewne ryzyko i zagrożenie dla produktu. I znów jak bumerang wraca powiedzenie: bussines is bussines.
A górale śląscy mawiają: Być w Koniakowie i heklowanych koronek nie kupić, to jak być w Rzymie i nie widzieć papieża…
Anna Ludwin 2009.07.01
Źródła:
Kiereś Małgorzata, Strój ludowy górali Istebnej, Jaworzynki, Koniakowa. Etnograficzne osobliwości, przeobrażenia i zmiany, w: Studia i materiały do Dziejów Historii i Kultury Beskidu Śląskiego, z. 3, Istebna 2006, s. 32-44.
www.tradycyjniepiekne.pl